Przykry temat

Samochody elektryczne podczas zakupu do tanich nie należą, chyba, że mieszka się w Norwegii. Wówczas suma oferowanych przez rząd benefitów, wynikająca z decyzji o zakupie elektryka jest tak duża, że w przeliczeniu na złotówki można zaoszczędzić kilkadziesiąt tysięcy złotych w porównaniu do spalinowca. Niestety nieco gorzej od zakupu rysują się ceny naprawy auta na baterie. Na jednym z portali aukcyjnych, pojawiły się zdjęcia uszkodzonego BMW iX3 z przebiegiem 64 kilometrów. Sądząc po fotografiach do wymiany są: przedni zderzak wraz z nerką, nadkola, drzwi, reflektory przednie. Wnętrze auta jest nienaruszone, wręcz fabrycznie nowe, jak na 64 – przejechane kilometry przystało. Jednak, jak mówi przysłowie: „diabeł tkwi w szczegółach”, co w przypadku iX3 trafione jest w punkt. Z opisu wynika, że uszkodzeniu uległa również bateria, a koszt jej wymiany oszacowano na poziomie 28 000 euro. Dla ścisłości dodam, że obecnie, większość producentów elektryków nie dopuszcza naprawy ogniw, tylko ich wymianę. W efekcie całość operacji przywrócenia BMW do życia została wyliczona przez ubezpieczyciela na 79 000 euro, a to o 7 000 euro więcej w odniesieniu do identycznego iX3, stojącego w salonie. Niestety to nie pierwszy taki przykład. Mnóstwo można ich znaleźć na złomowiskach w przywołanej wcześniej Norwegii. Roi się tu od nowych Nissanów i Tesli z przebiegami po kilkadziesiąt kilometrów, które trafiły na szrot, po zdiagnozowaniu uszkodzenia zestawu akumulatorów. Z ogłoszenia wypływa przekaz, że naprawa samochodu elektrycznego jest całkowicie nieuzasadniona ekonomicznie – lepiej jest kupić nowy, pomimo to, że bateria jest elementem, który można naprawić. Zbudowana jest z modułów, a zatem w przypadku iX3 najprawdopodobniej wystarczy wymienić moduł i po sprawie. Przykład, niesie wykluczające się przesłania – mamy przesiadać się do elektryków, ponieważ są bardziej przyjazne dla środowiska, ale ich produkcja już niekoniecznie. Jeżeli wyprodukowanie bawełnianego podkoszulka pochłania kilka tysięcy litrów wody, a reklamy zachęcają nas do noszenia rzeczy, jak najdłużej, to jak, to odnieść o oddawania lekko używanych samochodów elektrycznych na złom i kupowania nowych? Co z tego, że ich części posłużą do wyprodukowania kolejnego. Recykling, wymaga mnóstwa energii i wytwarza CO2, tak samo, jak produkcja nowego samochodu. Z jednej strony mamy kupować pojazdy elektryczne i chronić Ziemię przed szkodliwą emisją, a z drugiej strony napędzać elektryczny rynek motoryzacyjny nabywając nowe EV, zamiast je naprawiać. Tak wygląda hipokryzja, pod hasłami eko, zatruwa się Ziemię, a przy okazji, podnosi składki ubezpieczenia AC.  Zażyna się indywidualną motoryzację, ponieważ koszty zakupu, utrzymania i naprawy będą dostępne tylko dla nielicznych. Zakładając, że spełni się brukselski dyktat i wraz z końcem 2035 roku nastąpi zakaz rejestracji samochodów spalinowych, rozpoczną się lata prosperity dla Gumiaka i Cytryna – absolwentów wyższej szkoły druciarstwa i kantu. Na złomowiskach będą zalegały elektryki, których nikt nie będzie chciał naprawiać, ale historia się powtarza i z pewnością znajdą się kraje, które z chęcią przyjmą porozbijane elektryki. Kuba jest egzotyczna pod każdym względem, także motoryzacyjnym. Okazuje się, że pod tym ostatnim wcale nie tak odległa od Starego Kontynentu, szczególnie części wschodniej.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...