Na zimę tylko na prąd

Jedna z norweskich firm świadcząca usługi z zakresu pomocy drogowej przygotowała ciekawe zestawienie dotyczące awaryjności samochodów w ciągu dziewięciu dni stycznia 2024 roku. W oparciu o zgłoszenia i interwencje, opracowała katalog, z którego wynika, że auta spalinowe w temperaturach poniżej zera częściej wymagają zewnętrznego wsparcie niż elektryczne. Wyniki obserwacji można uznać za reprezentatywne, ponieważ pochodzą z kraju, w którym, co czwarty samochód jeździ na prąd. Jednak w studium usterek nie można pominąć jednego kluczowego faktu. Wśród statystyk wyjazdów do klientów większość dotyczyła awaryjnego uruchomienia pojazdu na wskutek problemów z akumulatorem. Oczywiście, że przypadłość nie wystąpi w żadnym elektryku, w którym baterie są zawsze przygotowane do drogi, ponieważ część energii elektrycznej z ogniw ogrzewa zestaw akumulatorów. W efekcie nawet przy nieprzyzwoicie ujemnych temperaturach auto elektryczne daje się uruchomić bez żadnych problemów. Zupełnie inną kwestią jest zasięg, utrzymanie komfortu termicznego wewnątrz auta i wynikająca z przytoczonych częstość ładowania i czasu spędzonego przy „słupku”. Obu kwestii nie powinno się ze sobą mieszać. Z tabeli sporządzonej przez Vikings Assistance Group wynika, że 34 tysiące razy samochody z napędem spalinowym wymagały awaryjnego uruchomienia, a to o 21 tysięcy razy mniej niż auta elektryczne. I tak narodził się daleko idący wniosek o doskonałym radzeniu sobie EV podczas zimy – doprecyzuję zatem, że podczas uruchomienia silnika w porównaniu z napędem tradycyjnym. W przytoczonej historii niepokoi nie tylko zakrzywienie elektrycznej rzeczywistości motoryzacyjnej, ale fakt powtarzania „fenomenu” przez ludzi kształtujących opinię publiczną. Ponownie odwołam się do słów Marka Twain’a: „Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki.”

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...