Czysta adrenalina bez recepty

Bardzo żałuję, że zastrzyk adrenaliny, który przyjąłem nie jest refundowany i to nie ważne przez jaki fundusz. Emocje, których doświadczyłem w ciągu kilku minionych dni trudno zamknąć w słowach. Jedno jest pewne – niektóre związki, powiązania, krzyżowanie DNA, powinno być zabronione. Jednym z takich powiązań jest BMW i z BMW M, które zaowocowało BMW i4 M50 z dwoma silnikami elektrycznymi eDrive – piątej generacji, umieszczonymi na przedniej i tylnej osi o mocy 544 KM (400 kW) w trybie Sport Boost.

Dla wyznawców ilości koni mechanicznych może liczba 544 nie jest imponująca, ale w przypadku elektryka maksymalny moment obrotowy jest dostępny natychmiast po zamknięciu obwodu prądowego – znaczy wciśnięciu gazu. Efekt – efekt jest nie do opisania tylko do osobistego wypróbowania! To dynamika, jakiej do tej pory nie doświadczyłem w żadnym z testowanych pojazdów, nawet w tym ze Stuttgart’u. Niespotykane wrażenia włącznie z dotychczasowymi egzemplarzami spod najmocniejszej litery alfabetu „M”. Dodatkowy dreszczyk emocji dostarcza sportowe zawieszenie i napęd na cztery koła xDrive. BMW i4 M50 stanowi klasę sam dla siebie w każdym calu, jednocześnie jest preludium dla elektrycznej symfonii nieprzerwanie komponowanej przez inżynierów z Bawarii.


Koncert inicjuje progresywna stylistyka pierwszego w pełni elektrycznego Gran Coupé. Subtelnie poprowadzona linia począwszy od zgrabnego kufra, ozdobionego karbonowym elementem aerodynamicznym M Performance, ku pięknie zaokrąglonej masce, nadają bryle M50 sportowego, aczkolwiek nienachalnego charakteru.

Efekt wyostrzają estetycznie zaprojektowane i wykonane przełamania maski, zasłaniającej w pełni zabudowaną „elektrykę”. Jedyny dostępny element dla użytkowania, to błękitny korek wlewu płynu do spryskiwaczy. Uwieńczeniem kształtów jest zamknięta atrapa chłodnicy i powtórzę kolejny raz, że profanacją jest jej przecinanie miejscem na blachę rejestracyjną. Całość bardzo przyjemnie pieści oko proporcjami i zapowiada frajdę z jazdy.

Smaczki stanowią gustowne dodatki w postaci m.in. 19 calowych felg, ozdobionych logo M i napis Performance na rancie, a także niebieski pierścień wokół tradycyjnego „śmigła” – wszystko, to czytelna informacja, że BMW jest napędzane prądem i nie ma sensu  konkurować z nim w dyscyplinie startu spod świateł, no chyba, że chce się sprawdzić poczucie humoru kierowcy i4. Swoją drogą, czasami  jest zabawnie. Śmiechu dostarcza staropolska, ułańska fantazja, a może brak świadomości i wiedzy o możliwościach napędu elektrycznego.

Wracając do auta, po otwarciu drzwi jest elegancko, gustownie – „jakby komfortowo”. W przypadku testowanego M50 przyjemne dla oka było połączenie kolorystyki dającej sympatyczny klimat – miejskiej limuzyny.

Po wciśnięciu błękitnego przycisku START cisza – jak w kościele przeszyta przez ułamek sekundy dźwiękiem skomponowanym dla marki przez Hans’a Zimmer’a, co dzięki systemowi BMW M IconicSounds Electric przypomina dźwięk uruchomienia M Performance na sok z dinozaura, a później – „sza, cicho sza”, jak w piosence seniora Cugowskiego.

Pięknie i dostojnie i4 M50 toczy się w miejskiej jeździe, omijając zatory drogowe buspasami. Spojrzenia stojących w tzw. korkach – bezcenne. Nie ukrywają, że auto ma piękną linię i do tego ma przywilej bez kosztowego poruszania się po szlakach dedykowanych wyłącznie komunikacji publicznej. W chwilach, w których kierowca czuje potrzebę przyspieszenia, a tym samym szybszego przemijania krajobrazów za oknem lekko domyka obwód elektryczny za pomocą pedału gazu i po temacie. Warto przy tym zerkać na zegar prędkościomierza w obawie o punkty i nagrodę główną, czyli utratę prawa jazdy. Nie da się ukryć, że jest przyjemnie, spokojnie, miło, a dodatkową frajdę sprawia sprzęt grająco – nagłaśniający. Ekscytująco robi się po wyjściu z trybu Komfort na rzecz trybu Sport. Bit Hans’a jest bardziej basowy, donośny, niepokojący, zwiastujący przygodę. Auto niczym Rysiu z filmu: „Pieniądze, to nie wszystko” staje się zupełnie innym samochodem. Zmienia się kolorystyka wyświetlaczy, robi się ekscytująco, niepokojąco, fascynująco. Jedno, co doskwiera we wszystkich trybach BMW, to ilość informacji, bodźców docierających z ogromnego, zakrzywionego w kierunku kierowcy tabletu na szczycie kokpitu, a dodatkowo wyświetlacza za kierownicą plus hed-up’a. Płyną z nich miliony linii kodu odpowiadającego za pracę silnika, ale także dziesiątek urządzeń pokładowych. Wsparcie z fotela pasażera w tej sytuacji może okazać się konieczne. „Pilot” siedzący po prawej może z poziomu ekranu obsłużyć: klimatyzację, nawigację, edukację, aplikacje i wiele innych. Właściciele BMW są przyzwyczajeni do tego, co oferuje producent, zatem nie są zagubieni, ale jeżeli ktoś pierwszy raz ma kontakt z Monachijczykiem może być przytłoczony, oszołomiony, zdezorientowany i poirytowany. Programowanie opóźnia start i osłabia czerpanie „Radości z jazdy”. Wielość okazuje się bardzo niebezpieczna, szczególnie w przypadku poziomu adrenaliny płynącej szerokim, intensywnym strumieniem w trybie SPORT BOOST! Wystarczą nieco ponad 3 sekundy, żeby na wyświetlaczu wskakującym prędkość pojawiły się trzy cyfry. Wrażenia skutecznie wzmacnia tło dźwiękowe dobywające się z BMW M IconicSounds Electric. Warto uprzedzić pasażerów, co ich czeka – jaka niespodzianka. Zmysły są atakowane ze wszystkich stron przez tego eleganckiego chuligana. Daje po żołądku, uszach, oczach, pośladkach, które czują, jak fenomenalnie pracuje elektronika dzięki której i4 M50 utrzymuje kontakt z Ziemią – znaczy nawierzchnią. Perfekcyjnie pracuje adaptacyjny układ jezdny wraz z adaptacyjnym sportowym układem kierowniczym i ogromnymi tarczami M osadzonymi w czerwonych zaciskach. Jedynym mankamentem trybu SPORT BOOST jest szybkość z jaką płynie prąd w obwodach elektrycznych BMW jest równie szybki, jak i4 M50. Jednak nie ma zmartwienia, ponieważ można temu zaradzić korzystając z domowego urządzenia ładującego znajdującego się na wyposażeniu elektryka bądź korzystać z ogólnodostępnych stacji do ładowania, w których prędkość uzupełnienia energii w bateriach zależy od rodzaju prądu (zmienny, stały), a także mocy ładowarki.


Poruszając się M50 dostojnie i z gracją, energii w ogniwach wystarczy na 520 kilometrów. Na temat ładowania i szerokiej oferty BMW Charging napisałem już wcześniej przy okazji prezentacji BMW iX. Kierowca oraz pasażerowie są w każdej chwili podróży w pełni zaopiekowani przez wcześniej wspominaną elektronikę, nie ma obaw, że zabraknie prądu, czy innych przyjemności podczas jazdy. Ludzie na pokładzie zawsze znajdują się w centrum uwagi modeli „i” od BMW. Sportowe osiągi nie ujmują bezpieczeństwu i doświadczaniu kultowej już „Radości z jazdy”. Podróż można celebrować w samotności, co nie oznacza, braku kontaktu ze sztuczną inteligencją elektrycznego M.

Auto słucha poleceń głosowych, a po wcześniejszym przyswojeniu sobie naszych przyzwyczajeń oferuje odpowiedni klimat i to nie tylko związany z temperaturą wnętrza i czystym powietrzem. Swoją drogą, to jeżeli już o powietrzu mowa, to warto także wspomnieć o tym, czego nie widać. BMW i4 M50 produkowane jest w sposób zrównoważony, co oznacza, że do zmontowania tego dzieła sztuki motoryzacyjnej wykorzystywana jest wyłącznie ekologiczna energia elektryczna. Ponadto w wysokowydajnym akumulatorze BMW i4 M50 nie zastosowano żadnych pierwiastków ziem rzadkich. Samochód dostarcza tyle frajdy i stanowi tak ogromną ciekawostkę techniczną, że Dynamic prowadzi zapisy na jazdy testowe z blisko dwumiesięcznym wyprzedzeniem – mimo to, warto poczekać i skorzystać do czego serdecznie namawiam i polecam, żeby samemu doświadczyć na własnym organizmie działania SPORT BOOST współgrającego z BMW M IconicSounds Electric. Życzę przyjemności, a Panu Krzysztofowi Jaroszewskiemu dziękuję za udostępnienie auta i do następnego testu – już nie mogę się doczekać.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...