100 mln linii kodu! Czy zatem elektryki mogą być tańsze?

Na pytanie pomimo to, że jest zamknięte, nie ma jednoznacznej odpowiedzi TAK lub NIE, a powodów jest wiele. Kilka lat wstecz, nikt nie przypuszczał, że w rzeczywistości, ziszczą się obrazy z filmów katastroficznych, w których Ziemianie, zaatakowani przez zabójczy wirus zaczną masowo chorować, a co najgorsze umierać. Jedną z konsekwencji globalnej zarazy są deficyty w niezliczonych dziedzinach życia. Pandemia, piętno odciska na cenach energii i paliwa, a w konsekwencji produkcji, czyli wszystkiego, niewyłączając samochodów elektrycznych. Dzieje się to, w okresie stale rosnącego zainteresowania kierowców elektromobilami. Ciekawość powodowana jest dwoma zasadniczymi czynnikami – dopłatami do zakupu, lokalnych rządów europejskich, a także restrykcyjnymi przepisami emisji CO2, wprowadzanymi przez centralny rząd Brukseli. Między bajki można włożyć opowiadania, że pod wieloma względami samochody na baterie przerosły technologicznie spalinowe. W jednych i drugich dominuje elektronika, która jest dostępna zarówno w modelach na prąd, jak również tradycyjnych. Zasięgi elektryków są porównywalne z tymi na sok z dinozaura, ponieważ producenci – nękani przez unijnych polityków, zmieszają pojemność zbiorników na paliwo pod groźbą milionowych kar za przekroczenie wykupionej emisji CO2. Trudno w ciągu kliku lat pod rygorem dyrektyw, dorównać technologii, która rozwijana była przez koncerny samochodowe na całym świecie od ponad 100 lat. To, jak z doświadczeniem zawodowym, tego nie da się ani nauczyć, ani kupić, a entuzjazm „młodziana”, nie jest tożsamy z wiedzą, umiejętnościami i praktyką wieloletniego pracownika, który zapewnia bezpieczeństwo i stabilność firmy w okresie burzy i niepokoju. Ściąga organizację z kursu kolizyjnego, grożącego katastrofą. Oczywiście jest wiele argumentów przemawiających na korzyść samochodów elektrycznych. Mniej części do produkcji. Zdecydowanie niższa awaryjność, tańsze utrzymanie, serwisowanie. Możliwość stosowania zunifikowanych platform, powtarzalności rozwiązań, konfiguracji napędu – przód, tył, na cztery koła, a to wszystko przy małych rozmiarach silników elektrycznych. W rozwiązaniach można zastosować cztery silniki, a każdy z nich będzie poruszał jedno koło – takie rzeczy to tylko w elektrykach. Pełna moc jest dostępna od chwili startu. 500 KM zapewniają dwa silniki na baterie i to bez żadnego szmeru i śladu spalin. Cicho, szybko, wygodnie, tylko słychać charakterystyczny świst, jak w metrze. Tysiąc niutonometrów nie jest oszałamiającym osiągnięciem. Przyspieszenie, elastyczność pracy silnika w EV jest całkowicie poza zasięgiem jednostek spalinowych. Jednak w niezaprzeczalnych superlatywach napędu elektrycznego jest pewna niedoskonałość – to baterie litowo-jonowe, które od początku motoryzacji napędzanej prądem, w dalszym ciągu są w drodze do doskonałości. Nie zmieni tego nawet fakt, że przyjmują, gromadzą i powtórnie wykorzystują energię z rekuperacji. Trudno nie podzielać zdania, że akumulatory przyszłych elektryków są jeszcze w fazie pomysłu wynalazców. W efekcie, nie można jednoznacznie wskazać, kiedy pojawi się rozwiązanie, które zakończy bolączki związane z ceną, pojemnością, a tym samym zasięgiem na jednym ładowaniu, szybkością uzupełniania energii i na końcu utylizacją zestawu ogniw. Dzisiaj jeszcze takiego rozwiązania nie ma i pewnie przez jakiś czas nie będzie. Luca de Meo – nowy dyrektor generalny Grupy Renault mówi: „Postęp technologiczny dotyczący akumulatorów wynosi około 10% rocznie. Dotyczy to wszystkiego – od wzrostu pojemności pojedynczej celi, przez lepsze zarządzanie temperaturą pracy akumulatora, po bardziej efektywne wykorzystanie energii w nim zgromadzonej.” Szacuje, że: „… za około 5 lat akumulatory będą mogły być o połowę mniejsze oraz znacznie tańsze niż teraz i zapewnią samochodom zasięg na obecnym poziomie lub będzie on mógł dwukrotnie wzrosnąć. Klienci będą mogli wybrać, na czym im bardziej zależy.” Z wypowiedzi wynika, że warunkiem obniżenia ceny samochodu elektrycznego jest obniżenie kosztów produkcji akumulatorów. Jednak po chwili szef Grupy doprecyzowuje: „Z pewnością nie będzie to poziom cenowy obecnych aut z silnikiem spalinowym.” Jedno jest pewne – samochody będą drożeć, zarówno elektryczne, jak i spalinowe. Elektryki ze względu na coraz bardziej zaawansowane technologie cyfrowe zarządzające układami zasilania, odzyskiwania energii i setek niezliczonych funkcji, których w wielu przypadkach kierowca nigdy nie użyje. Do tego na wzrost cen będą miały wpływ kolejne decyzje polityków z Brukseli, jak np. obowiązkowy system ISA – więcej o ISA. Podobny los czeka samochody z napędem tradycyjnym i hybrydowym. Konieczność projektowania i budowania dedykowanych platform podłogowych, które pomieszczą tradycyjny silnik i baterie, a także stale rozbudowywane systemy jazdy zautomatyzowanej przełożą się na cenę. Półprzewodniki, skomplikowane czujniki, kamery, radary, systemy łączności, oprogramowanie sterujące, przetwarzanie danych, aktualizacje i inne akcje nie pozostaną bez wpływu cenę dla klienta. Dyrektor Grupy Renault zobrazował to na konkretnym przykładzie: „O tym, jak technicznie skomplikowane są współczesne samochody i jak bardzo złożone jest oprogramowanie, które zarządza pracą już nie tylko silnika i np. klimatyzacji, ale wielu innych systemów, najlepiej świadczy porównanie do samolotów. Programy, które sterują pracą samolotów pasażerskich liczą 15 mln linii kodu. Oprogramowanie stosowane we współczesnych samochodach ma długość około 100 mln linii kodu. W ciągu dekady wartość ta wzrośnie do aż 300 mln.” Na trzykrotne zwiększenie linii kodu będą miały wpływ seryjne układy napędowe EV, zintegrowane z systemami jazdy autonomicznej. Swoje dołoży OTA (over the air), czyli bezprzewodowa łączność samochodu przez sieć danych komórkowych z satelitą. Producenci aut konieczność rozwijania OTA uzasadniają możliwością bieżącego poprawiania oprogramowania np. automatycznego zmniejszania prędkości, ograniczenia mocy samochodu, innych. W przyszłości znaczenie elektroniki na pokładzie będzie jeszcze większe i droższe niż sam samochód. Już analitycy runku usług elektronicznych, szacują, że wartość danych zbieranych przez elektronikę zainstalowaną w aucie w 2030 roku osiągnie wartość 750 mld dolarów – więcej o tym. W ciągu kolejnych dekad człowiek jedynie będzie pasażerem. Przywoła EV z poziomu smartfona, elektromobil odczyta miejsce docelowe, dowiezie i pożegna się, życząc miłego dnia. Na postawie zebranych danych, podczas podróży, ustawi przyjemną temperaturę wnętrza i włączy muzykę. W ten sposób dobiegnie do końca epoka dylematu, kto dzisiaj prowadzi – nikt, ponieważ elektryczek sam nas powiezie. Nam pozostanie jedynie na kanale poświęconym ewolucji motoryzacji, podziwiać dzisiejsze auta spalinowe i roztaczać wspomnienia, jak wspaniale było nimi kierować.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...