Warto przemyśleć

Ponad dekadę temu, producenci samochodów elektrycznych zapowiedzieli, że po 2020 roku, auta na prąd będą tańsze niż spalinowe, a zasięgi na jednym „tankowaniu” zbliżone. Czas minął, a „niewidzialna ręka rynku” sprawiła, że wszystkie samochody horrendalnie podrożały, co wywołało załamanie rynku, a wielu potencjalnych klientów zrezygnowało z zakupu. I tak, niekontrolowany wzrost cen sprawił, że elektryki faktycznie kwotowo zbliżyły się do tradycyjnych. Z kolei montowanie w samochodach spalinowych mniejszych zbiorników na paliwo ze względu na restrykcyjne normy emisji CO2, sprawiło, że zasięgi spalinowców są porównywalne do tych na prąd. Głównie dzięki temu, a nie rozwojowi elektromobilnej technologii w przestrzeni medialnej pojawiły się informacje, o tym, że na Starym Kontynencie samochody na baterie konkurują ceną i kosztami utrzymania z tymi na sok z dinozaura. Wyjątek stanowią dwa kraje, Polska i Czechy – w obu, ceny automobili z napędem tradycyjnym dawno przebiły sufit, a elektryków sięgnęły gwiazd. Potwierdza to, wnikliwe opracowanie przygotowane przez LeasePlan. Firma po raz siódmy, przygotowała raport Car Cost Index. W analizie wykorzystała dane dotyczące m.in.: finansowania, eksploatacji, utrzymania, napraw, ładowania, ubezpieczenia. Materiały zebrała w 22 krajach europejskich. Studium obrazuje uśrednione koszty utrzymania samochodu przez cztery lata przy przebiegu rocznym na poziomie 30 000 kilometrów i uwzględnia 33 modele aut. Pierwsze, co przykuwa uwagę, to fakt, o którym wspomniałem wcześniej. Po ponad 10 latach obecności na rynku, samochody elektryczne stanowią coraz większą konkurencję dla spalinowych. Powiększają swój udział w rynku sprzedaży m.in. dzięki temu, że miesięczny koszt utrzymania elektryka jest porównywalny z obciążeniami eksploatacyjnymi automobilu na benzynę. Szalejące w minionych latach ceny energii w równej mierze dotknęły oba rodzaje napędu. Mało tego z opracowania wynika, że w dalszym ciągu eksploatacja pojazdu na baterie jest tańsza niż auta na paliwo płynne. Jednocześnie to, koronny argument przy podejmowaniu decyzji o przesiadaniu się do EV. „Bateria” nie wymaga wymiany oleju, filtra oleju, rozrządu, nie psuje się skrzynia biegów, nie trzeba wymieniać filtra cząstek stałych, katalizatora, wydechu oraz setek innych. Dodatkowo, umiejętnie korzystając z sytemu rekuperacji, pierwszą wymianę klocków hamulcowych można przeprowadzić przy przebiegu na poziomie 200 tysięcy kilometrów (przypadek zanotowany w ASO w Bawarii, modelu elektryka wyprodukowanego przez znaną fabrykę w Monachium). Z pewnością zaciekawi to osoby zainteresowane bolidami na akumulatory, że koszt ładowania stanowi 15% całkowitego kosztu posiadania pojazdu, a w przypadku napędu na benzynę 23% i 28% w przypadku diesla. Jednak przy niepodważalnych przymiotach bolidów zasilanych z ogniw elektrycznych są pewne niedogodności. Lokalni decydenci zdają się nie czytać, a z pewnością nie rejestrują zmian zachodzących w otaczającym świecie w tym motoryzacji. Opis aktualnych tendencji i wynikających z nich zmian to jedno, a brak przemyślanych, lokalnych inwestycji w infrastrukturę do ładowania to drugie. Doskonałym przykładem jest Bydgoszcz, ósme, co wielkości miasto w Polsce liczące blisko 400 tysięcy mieszkańców. Bydgoszczan jedynie ratują coraz większe zasięgi elektryków i własna inicjatywa związana z budowę domowych, czy osiedlowych stacji do ładowania. Punkty, w których można uzupełnić prąd w bateriach oferują również firmy prywatne, sieci handlowe, dealerzy aut, czasami szpitale. Z danych zapisanych w Car Cost Index 2022 wynika, że koszty eksploatacyjne w Europie są bardzo zróżnicowane. Przegląd donosi, że najmniejsze wydatki ponoszą Grecy tj. około 905 euro miesięcznie. W Polsce miesięczne utrzymanie samochodu, to 4 366,17 złotych. Dodam, ponieważ to ważne, że na podaną kwotę składają się koszty zakupu dokonanego w salonie, a cena zawiera się w granicach od 80 000 (autko miejskie) do ponad 300 tysięcy złotych (auto rodzinne, SUVy), opłata rejestracyjne, ubezpieczenie, ładowanie, płyny eksploatacyjne, przeglądy i serwisy w ASO, a także koszty około użytkowe. Tanio nie jest i przypuszczalnie już nie będzie i pewnie stąd, światli, młodzi ludzie poszerzają krąg zwolenników współdzielenia, a nie posiadania na własność. Wiązania się opłatami za ubezpieczenie, ratami, obowiązkowymi przeglądami. Czas przyniesie nowe rozwiązania nie tylko napędów, paliwa, ale także podejścia do indywidualnej mobilności w aglomeracjach i poza nimi.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...