W kolejce po prąd

Nawet w Stanach infrastruktura do szybkiego ładowania elektryków niedomaga jest niewystarczająca, a to wielu potencjalnych klientów odstręcza od kupienia popularnej Tesli, czy innego bolidu na baterie.

Mimo to, że w Ameryce jest blisko 15 tysięcy tzw. superchargerów, czyli punktów do szybkiego ładowania, które umożliwiają uzupełnienie energii elektrycznej w bateriach auta w ciągu około 40 minut – to wciąż za mało, żeby sprawnie obsłużyć wszystkich posiadaczy EV. Często się zdarza, że stoją w gigantycznych kolejkach po prąd, szczególnie przed weekendem.

W minionym tygodniu przy jednej ze stacji w Kalifornii ładowało się 13 Tesli, a 16 kolejnych stało w kolejce. Zakładając, że naładowanie akumulatora w modelu S do połowy pojemności zajmuje 20 minut, a do 80% pojemności 40 minut – trudno się dziwić zirytowaniu kierowców.

Optymistyczna wersja, czyli 20 minutowa sprawiła, że ostatni klient w kolejce musiał spędzić 1,5 godziny, żeby podłączyć się do gniazda ładowarki i jeszcze dodać do całego procesu 20 minut ładowania.
Przyjmując, że każdy chciał naładować ogniwa do 80% pojemności, ostatnia osoba w kolejce od chwili podjechania do superchargera do naładowania musiała poświęcić prawie cztery godziny.

Tesla, żeby ratować sytuację wykorzystuje mobilne superchargery, w których energii wystarcza do naładowania 100 aut. Jednak to w dalszym ciągu nie rozwiązuje problemu.

Nam póki co, opisany kłopot nie grozi i życzę odpowiedzialnym za planowanie i realizację programu polskiej elektryfikacji motoryzacji, żeby nie groził. Jednocześnie ufam, że doczekam się czasu, w którym polskich samochodów elektrycznych będzie więcej niż punktów do szybkiego ładowania, tak jak dzisiaj w Stanach.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...