Tanio nie jest

Mało tego w obecnym kryzysie trudno sądzić, że będzie. Do tego efekty rządowych dopłat do zakupu samochodów elektrycznych też nie napawają optymizmem. Pierwsza tura raczej nie zakończyła się sukcesem. W kasie przeznaczonej na dofinansowanie na zakup elektryka było 150 milionów złotych. Kwota została uszczuplona o zaledwie 11 milionów. Wnioski o dofinansowanie złożyło 344 nabywców EV, a wraz z końcem października zostały sfinalizowane dwie umowy. Warto dodać, że o dopłatę do zakupu samochodu elektrycznego można się ubiegać po spełnieniu kilku warunków, a jednym z nich jest cena nowego auta, która nie powinna przekroczyć 124 000 złotych, zatem poniżej bieżący przegląd cen.

Najbardziej przystępnym cenowo, a tym samym umożliwia ubieganie się o dofinasowanie do zakupu na poziomie około 18 000 złotych jest Smart EQ Fortwo. Kosztuje 96 900 złotych. Na jednym ładowaniu baterii przejedzie do 160 kilometrów. Na pokład zabiera dwóch pasażerów plus siatki z zakupami. Stanowi idealne rozwiązanie do codziennego podróżowania po buspasach w mieście i parkowania za darmo w płatnych strefach. Wyjazdy poza miasto nie są jego najmocniejszą stroną.

Tuż za Smartem uplasował się e-Up od Volkswagena. Dzięki większym bateriom zapewnia zasięg około 260 kilometrów. Do tego z trójfazowej, naściennej ładowarki domowej, prąd w ogniwach do 100% pojemności można uzupełnić w niespełna sześć godzin. Zabiera czterech pasażerów i zakupy. Jeździ z prędkością maksymalną do 130 km/h i kosztuje 97 990 złotych, co też umożliwia odliczenie od zakupu ewentualnie uzyskanej dopłaty.

Następną, trzecią propozycją jest Smart model EQ Forfour. Różni się od swojego mniejszego kolegi liczbą miejsc dla pasażerów – zabiera ich czworo. Pozostałe parametry, jak np. zasięg są zbliżone. Cena to 98 400 złotych.

Kolejnym autem kwalifikującym się do dopłaty do zakupu jest Nissan Leaf. W słabszej wersji silnikowej i bateriami o mniejszej pojemności, koszt zakupu oscyluje na poziomie 122 900 złotych. Za to kierowca otrzymuje auto rodzinne ze 150 konnym silnikiem elektrycznym z zasięgiem zbliżonym do 400 kilometrów. W trybie ładowania szybkiego uzupełnienie energii w ogniwach zajmuje 30 minut. Z ładowarki standardowej około godzinę.

Wersja o mocy ponad 200 KM i bateriami o większej pojemności kosztuje od 164 000 w górę, co dyskwalifikuje Nissana o ubieganie się o dopłatę do zakupu.

Ekonomicznym wariantem auta na prąd jest także Opel Corsa-e. Miejski maluch, to wydatek, który powinien się zamknąć w 122 990 tysiącach. Auto jest zbudowane na tych samych podzespołach, co Peugeot e-208 czy Citroen e-C4. Jest jednak od nich tańsze, ale też od wspomnianych przejedzie  mniej kilometrów na jednym ładowaniu baterii.

W zestawieniu można też ująć Mazdę – model MX-30, która do tanich nie należy, ale dzięki tzw. promocyjnej ekodopłacie na poziomie 18 750 złotych – oferowanej przez producenta w Polsce, auto w cenie nieregularnej jest dostępne za 124 150 złotych. Z tą ceną, samochód kwalifikuje się do oferowanej przez rząd dopłaty w ramach programu: „Zielony samochód”. Tym samym polscy dealerzy przyjęli 103 zamówienia na w pełni elektrycznego MXa. Nabywcy poza ceną mogą się cieszyć zasięgiem na poziomie 200 kilometrów.

Nieco droższy od Mazdy, ale za to w cenie regularnej jest Citroen e-C4 za 125 000 złotych. Zbudowany na płycie, z której korzystają wszystkie nowe modele koncernu PSA – od Peugeota e-2008 po Opla Mokkę-e. jego zasięg to 350 kilometrów, a z szybkiej ładowarki można go naładować w 24 minuty. Za 100 złotych mniej można zostać właścicielem, nowego, elektrycznego Peugeot e-208.

Do dopłaty nie kwalifikują się: Renault ZOE trzeciej generacji za 135 900 złotych, Mini Cooper SE o 4 000 droższy, a także Kia e-Soul za blisko 140 000 złotych. Tutaj ratunkiem mogą być negocjacje cenowe, które sprawią, że szczęśliwy nabywca poza rabatem w salonie będzie się mógł jeszcze ubiegać o dopłatę do „zielonego auta”.

Jednak kolejność już wiosną przyszłego roku może zmienić w pełni elektryczna Dacia Spring. Cena auta ma się zamknąć w 70 000 złotych. Zasięg ma oscylować na poziomie około 295 kilometrów i w porównaniu do innych elektryków prześwit ma być o 15 centymetrów większy, co umożliwi eksploatację elektrycznej Daci nie tylko na drogach utwardzonych. Do tego nabywca „wiosny” będzie miał możliwość zindywidualizowania samochodu przez kolorowe wstawki, uatrakcyjniające design.

Wybór jest naprawdę imponujący, ale trudno coś sprzedać, nie tylko przez globalną sytuację, ale przede wszystkim polski brak komunikacji z potencjalnym klientem. Jeżeli w dalszym ciągu propagatorzy idei motoryzacji napędzanej energią elektryczną nad interes globalny będą przedkładali swoje własne interesiki, nie ma mowy o osiągnięciu założonych do 2025 roku celów elektryfikacji polskiej motoryzacji. Szkoda, że mądrość przychodzi wówczas, gdy jest już na nią za późno.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...