Śmiercionośna bezmyślność

Nieodpowiedzialna i żywiołowo prowadzona rezygnacja z motoryzacji napędzanej silnikami spalinowymi może przynieść katastrofalne skutki dla gospodarki, ludzi i środowiska. Szacunki zakładają utratę pracy przez blisko 1 000 000 Europejczyków, obecnie zatrudnionych w branży samochodowej. Z pracą pożegnają się osoby budujące auta, ale także niezliczone rzesze pracowników, którzy zaopatrują koncerny w części i akcesoria do powstawania samochodów. Kooperanci nie przeżyją, zapewniając dostawy jedynie dla serwisów. Dzisiaj niewielu myśli w kategorii konsekwencji, dopychanych kolanem zmian. Kolejne restrykcje, fundowane przez polityków z Brukseli, przecinają całe łańcuchy produkcji i dostaw. Jednocześnie nie proponują nic w zamian. Między bajki o siedmiu zbójach można włożyć opowieści, że ludzie się przebranżowią i zachowają ciągłość pracy oraz zarobkowania. Manipulację komunikacyjną, stanowią zapewnienia, że powstaną tysiące nowych miejsc pracy. Stworzone lepsze, szybsze możliwości rozwoju, doskonalenia i wynagradzania. Dzisiaj prawie nikt, głośno nie mówi o tym, że setki tysięcy miejsc pracy zniknie. Jedną z przyczyn jest fakt, że w produkcji aut elektrycznych, potrzebna jest 1/3 części mniej niż w przypadku spalinowych. Podobnie rzecz się ma z serwisem. Kłopot nie dotyczy tylko Europy, w której zlokalizowane są gigantyczne koncerny produkujące samochody. W Polsce blisko 500 000 osób żyje z branży motoryzacyjnej, zatem problem dotyczy również nas. Z obojętnością nie można traktować pierwszych, europejskich sprawozdań, opisujących zjawisko, ponieważ nie pozostawiają złudzeń. Zawierają bardzo czytelny przekaz – ludzie szukajcie sobie nowej roboty. Udziałowcy motoryzacyjnych gigantów, realny świat postrzegają przez pryzmat zysków. Auta elektryczne mimo to, że mają 1/3 elementów mniej niż spalinowe w dalszym ciągu dla milionów kierowców są za drogie. Pod względem oferty mniej konkurencyjne w stosunku do tradycyjnych. Dodatkowym zgrzytem w łańcuchu sprzedaży są baterie, zasięg, niewystarczająca infrastruktura do ładowania. Wszystko razem sprawia, że trudno pisać o entuzjazmie i powszechnej akceptacji społecznej dla motoryzacji poruszanej akumulatorami wysokonapięciowymi. Na koniec, pozostaje, nierozwiązana kwestia utylizacji ogniw zasilających EV. Niewątpliwie potrzebą w 2021 roku, stała się, jak najszybsza redukcja emisji CO2. Natomiast, co będzie potrzebą w 2050 roku i później? Ówcześni nastolatkowie może pozostaną z mniejszą emisją CO2, ale na pewno z milionami zużytych akumulatorów z elektryków, zalanych tonami betonu w ogromnych sarkofagach. Z czasem i na betonowe bunkry, skończy się miejsce na Ziemi, ale nie zabraknie na Księżycu. Oczywiście większość obecnych decydentów, o tym nie myśli, ponieważ w 2050 roku, jedyne święto jakie będą obchodzili, to 1 listopada. Kolejną manipulacją jest wskazanie branży motoryzacyjnej, jako głównego truciciela, a tym samym nakaz likwidacji napędów spalinowych na rzecz elektrycznych, chociaż prąd do ich ładowania w większości przypadków pochodzi ze spalania węgla. Dlaczego z równą determinacją unijni politycy nie forsują zmian w transporcie morskim i powietrznym – można jedynie przypuszczać, że jeżeli obecnie wyzwaniem jest ładowanie samochodów elektrycznych, to co dopiero naładowanie statku, czy aeroplanu. Poza tym, gdzie stawiać dla nich stacje? Pewnie rozwiązania należałoby szukać w epokach, w których nie było samolotów, a podróże drogami wodnymi odbywały się z wykorzystaniem żagli. Wówczas faktycznie większość obecnie zatrudnionych przy produkcji samochodów, przebranżowi się i znajdzie pracę w stoczniach. Będą budowali i naprawiali żaglowce. W Polsce ponad 25 mld złotych, co roku wpływa do budżetu państwa z sektora motoryzacyjnego. Pieniądze pochodzą z produkcji części, podzespołów, filtrów, układów wydechowych, tłumików, a wszystko dla konwencjonalnych samochodów. Z dostępnych danych, wynika, że blisko 200 firm i 100 000 etatów jest zagrożonych, zakładając, że zmiany będą prowadzone pod dyktat polityczny, a nie zgodnie z zasadami gospodarki. Kluczowym dla życia wszystkich samochodów są mechanicy. W naszym kraju pracuje blisko 150 000 fachowców i specjalistów. Wartość ich usług i napraw jest szacowana na poziomie 36 mld złotych. Każdego dnia zapewniają ciągłość dla produkcji i dystrybucji części, które wytwarza około 190 000 pracowników. Kolejnym ogniwem łańcucha są ludzie zatrudnieni przy wydobyciu, produkcji i sprzedaży paliw płynnych, a także filtrów, olejów silnikowych, przekładniowych. Wspierają ich ludzie nauki, którzy pracują w rafineriach, terminalach paliwowych, zajmują się dozorem technicznym rurociągów, zbiorników na paliwo, autocystern, cystern kolejowych, laboratoriów, pełnią też usługi serwisowe, w sprawności technicznej utrzymują blisko 8 000 stacji paliw. Urzędnicy siedzący za biurkami też się mają czego obawiać. Wind of change – zmiecie niezliczone miejsca pracy w rozmaitych obszarach administracji państwowej i organów związanych z nadzorem, szkoleniami i kontrolą obecnego rynku. Przyspieszone odejście od tradycyjnej motoryzacji, to także wyrok skazujący dla polskiej branży autogazu – drugiej, co do wielkości w Europie. Być może rozwój europejskiej elektromobilności wykreuje nowe miejsca pracy, jednak już dzisiaj wiadomo, że w żaden sposób nie zapobiegnie to, ludzkim dramatom, wynikającym z nieodpowiedzialnego i bezmyślnie przeprowadzonego wykluczenia z rynku silników spalinowych. Nie podlega najmniejszej kwestii, że dążenie do neutralności klimatycznej całego transportu jest niezbędne, ale całą operację można przeprowadzić uwzględniając technologie, doskonalone od ponad 100 lat. Pozwoli to, na uniknięcie tysięcy dramatów ludzkich, których skutki wystąpią szybciej niż złej emisji. Niezbędne są zachęty do odmładzania samochodów, którymi jeździmy. Racjonalne, płynne, rozłożone w czasie przesiadanie się do aut elektrycznych. Dopracowanie w elektromobilach technologii produkcji baterii – ich wydajności, szybkości ładowania, a przede wszystkim powtórnego wykorzystania i utylizacji – najmniej szkodliwej dla środowiska. Konieczne jest zintensyfikowanie budowy publicznych punktów ładownia, w których energia będzie pochodziła z źródeł odnawialnych. Równie istotna dla powszechnej akceptacji społecznej dla zachodzących zmian jest pewność, że w sieciach energetycznych nie zabraknie mocy do ładowania EV, a linie napowietrzne, wystarczająco rozbudowane, żeby ją przesyłać. Modelowym rozwiązaniem, które sprawdza się za wielką wodą – w Kalifornii jest wspieranie rozwoju elektromobilności przez popularyzację samochodów PHEV (auto posiada dwa napędy – spalinowy oraz elektryczny, a baterie można doładować z tradycyjnego gniazdka z prądem. Określenie wywodzi się z języka angielskiego Plug-in Hybrid Electric Vehicle, co w polskim tłumaczeniu oznacza – hybrydowy samochód elektryczny z możliwością ładowania) – więcej na: Słowniczek elektryczek. Auta plug-in, poruszają się z zerową emisją lokalną. Na silniku elektrycznym mogą pokonać około 80 kilometrów, a to średni, dzienny dystans przejeżdżany przez zdecydowaną większość kierowców. Efekt dla środowiska naturalnego jest, taki sam, jak w przypadku auta w pełni elektrycznego. PHEV są zdecydowanie tańsze w produkcji, a zatem cenowo bardziej przystępne dla klientów. Potwierdzają to, stale rosnące statystyki sprzedaży. Najważniejsze, że jest to, że samochody z wtyczką zapewniają ekologiczne i ekonomiczne status quo, dopóki inżynierowie nie rozwiążą niedoskonałości elektromobilności. Nie od dzisiaj wiadomo, że: „pośpiech bywa złym doradcą.”

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...