Odwrót od elektromobilności

Przy otwartości na elektromobilność przyznaję, że nie podzielam sposobu, w jaki zmusza się kierowców do przesiadania do aut elektrycznych. Szczególnie w naszym kraju wszelkiego rodzaju, zakazy, nakazy wywołują sprzeciw i opór społeczny. W związku z tym, kolejne wytyczne Parlamentu Europejskiego szkodzą nie tylko polskiej, ale także europejskiej motoryzacji napędzanej prądem. Najzabawniejsze jest to, że wielu spośród głosujących polityków za wprowadzaniem restrykcyjnych norm CO2 emitowanego przez samochody, nie ma prawa jazdy! Mało tego ich głos jest najbardziej radykalny i głośny. W uzasadnieniu podają, że robią to w trosce o los umęczonej planety Ziemia i jej zatruwanych spalinami mieszkańców. Nie ma znaczenia, że w tym samym czasie, niemiecka linia lotnicza Lufthansa wykonuje puste przeloty, żeby nie stracić najważniejszych kierunków i wypuszcza przy tym w powietrze tyle CO2, co średniej wielkości elektrownia zasilana węglem kamiennym – ale nie można ze sobą mieszać dwóch systemów komunikacji – latanej i jechanej, pomimo, że CO2 jest tak samo szkodliwe dla środowiska naturalnego. Pewnie z tego powodu część posłów z Brukseli patrząc w górę, albo co gorsze fruwając z Lufthansa, doszła do wniosku, że to białe, co pozostaje za samolotem, to nie para wodna. Dzięki obserwacji i myśleniu pojawiły się nieśmiałe głosy, że chyba, to wszystko dzieje się zbyt szybko, a uchwalane na kolejnych posiedzeniach Parlamentu Europejskiego cele są nierealne do osiągnięcia. Opinie oświeconych polityków od wielu lat potwierdza głos prezesa Stellantis – Carlos’a Tavares’a, który od samego początku nieskrępowanie krytykuje drogę wyznaczaną przez Unię Europejską. W ostatnim czasie jego głos jest coraz silniejszy. W wywiadzie udzielonym czterem redakcjom padło wiele przykrych słów w kierunku parlamentarzystów. W opinii prezesa Stellantis, narzucanie kierowcom samochodów elektrycznych jest wymysłem polityków, a nie zapotrzebowaniem rynku. To nic innego, jak ręczne sterowanie branżą motoryzacyjną, do której mają się dostosować producenci samochodów i klienci. Dodał, że EV musi przejechać, co najmniej 70 000 kilometrów, żeby zrównoważyć ilość CO2 wyemitowanego w trakcie procesu produkcji akumulatorów, które go zasilają. Zdaniem prezesa auta na baterie są za drogie, pomimo dotacji państwowych, na które składają się właściciele pojazdów spalinowych w podatku za benzynę. W ocenie Tavares’a, obecnie nawet klasa średnia nie może sobie pozwolić na zakup auta elektrycznego. W efekcie pogłębia się ekonomiczne rozwarstwienie społeczne, a samochód staje się synonimem zamożności i uprzywilejowania. Jak mówi Carlos Tavares, rozwiązanie stanowią automobile z napędem hybrydowym z zerową emisją lokalną i cenowo bardziej przystępne dla klientów. Do tego nie wymagają dotacji ze strony państwa. Znawcy tematu mogą zarzucić prezesowi brak obiektywizmu i usiłowanie odwrócenia uwagi od tego, że Stellantis nie nadąża za konkurencją ani pod względem zasięgu na jednym ładowaniu ani pod względem osiągów. Nie zmienia to jednak faktu, że firma na elektryfikację motoryzacji planuje przeznaczyć 34 miliardy euro. Trudno w dyskusji pominąć głos niemieckich polityków. Zdają sobie sprawę z faktu, że 15 milionów zelektryfikowanych samochodów na ulicach, w tym 10 milionów w pełni elektrycznych w 2030 roku, to mrzonka. Potwierdził to, niemiecki minister transportu. W uzasadnieniu dodał, że planów nie da się zrealizować, ponieważ tempo sprzedaży EV jest zbyt wolne. Jednocześnie zadeklarował większą przychylność w stosunku do paliw syntetycznych, które mogą okazać się przyszłością motoryzacji. Politycy urządzają nam życie, planując rewolucje, które z czasem ich pożerają. Żal tylko, że my ponosimy tego koszty.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...