Statystyki wskazują, że obecnie po naszym kraju jeździ niespełna 6 tysięcy aut elektrycznych. Z czego 3,5 tysiąca stanowią samochody BEV, z języka ang. battery electric vehicles, czyli w pełni elektryczne oraz 2,6 tysiąca auta PHEV z języka ang.  plug-in hybrid electric vehicles, co oznacza hybrydę z możliwością naładowania baterii w pojeździe z gniazdka elektrycznego lub ładowarki. Dla uzyskania pełnego obrazu stanu elektryfikacji polskiej motoryzacji, należy dodać motocykle oraz skutery elektryczne. Ich liczba oscyluje na poziomie 3,8 tysiąca sztuk.

Właściciele elektryków w Polsce mają do dyspozycji ponad 600 stacji do ładowania. Budową infrastruktury do ładowania zajmują się PKN Orlen, który do końca 2019 roku ustawi 50 ładowarek. Lotos, który w minionym roku zbudował „Niebieski szlak”, czyli 12 ładowarek na trasie Trójmiasto – Warszawa. Tauron oraz Energa deklarująca budowę 54 stacji do końca roku.

Największym graczem na rynku zdaje się być Polska Grupa Energetyczna, która do końca 2022 roku chce posiadać 1,5 tysiąca ładowarek.

Jedna z firm komercyjnych, która na terenie Warszawy uruchomiła usługę współdzielenia aut elektrycznych zapowiedziała budowę 30 stacji tzw. superchargerów, czyli stacji szybkiego ładownia prądem stałym o mocy 50kW. Stacje tego typu umożliwiają naładowanie ogniw zasilających EV do 80% ich pojemności w niespełna godzinę, Co ważne prąd do ładowania z superchargerów będzie pochodził ze źródeł odnawialnych. Oznacza to, że jeżeli auto elektryczne zostało wyprodukowane także z użyciem energii pochodzącej ze źródeł odnawialnych, to w trakcie swojego życia, pozostawi po sobie zerowy ślad złej emisji, to z klei realnie wpłynie na klimat i środowisko, w którym żyjemy.
Za przykład może posłużyć Białystok. Od chwili wprowadzenia w mieście współdzielonych skuterów elektrycznych, o 7 ton, w ciągu roku, udało się zmniejszyć ilość CO2.