Liczą się fakty, a nie ściema

Do 2025 roku pozostały cztery lata i 990 249 samochodów do miliona zapowiadanych na polskich drogach elektryków. Liczby nie kłamią, a pisanie przez jedną z organizacji zajmujących się tematyką elektromobilną, o stałych wzrostach sprzedaży w odniesieniu do minionego roku i doliczenie do EV modeli plug-in, to jedynie wprowadzenie opinii publicznej w błąd.

Oczywiście, że w statystykach polskiego rynku elektromobilnego lepiej wygląda suma wszystkich samochodów z wtyczką, co nie zmienia to faktu, że 9 751 to w pełni EV, a 10 430 plug-in, co oznacza jedynie możliwość ładowania z gniazdka, jednak wiodącym napędem w dalszym ciągu jest silnik spalinowy. Jednak 20 181 lepiej wygląda w raportach aniżeli 9 751, a co najważniejsze efekt propagandowy jest większy. Poza tym, żonglowanie liczbami daje możliwość napisania o: „szybko rosnącym rynku”.

Jednak zagiętą rzeczywistość bezlitośnie obnażają kolejne twarde dane. Jedną z nich jest liczba sprowadzonych w minionym roku z zagranicy spalinowych samochodów używanych, których średni wiek, to już ponad 12 lat, a także udział w całym rynku sprzedaży samochodów nowych z napędem tradycyjnym. Dodatkowo polskie dane ze sprzedaży EV miażdżą wyniki z UE.

Udział wszystkich aut zelektryfikowanych w polskim rynku sprzedaży w 2020 roku zbliżył się do 1,5%, a w krajach Unii do 10%, w przypadku Norwegii przekroczył 50%.

W naszym kraju w dalszym cięglu największym odbiorcą elektryków są firmy i instytucje publiczne, które do wymiany parku motoryzacyjnego obliguje ustawa o elektromobilności. Siła nabywcza klientów indywidualnych jest liczona w promilach. Nabywcami są pasjonaci, miłośnicy nowinek technicznych i środowiska naturalnego.

Najlepiej, niezmiennie sprzedają się trzy marki producentów z Japonii, Niemiec i Francji. W przypadku plug-in na pierwszym miejscu Niemcy z modelami 3 oraz 5, a następnie Skandynawia z XC oraz Japonia z Outlander’em. Warto dodać, że w Polsce jest jeszcze dostępnych ponad pięćdziesiąt modeli samochodów w wtyczką różnych producentów.

Jak wynika z sondaży przeprowadzonych wśród potencjalnych klientów samochodów z napędem w pełni elektrycznym zaporę stanowi cena rozpinająca się pomiędzy 82 000 złotych za małą Skodę Citigo po 800 000 złotych za Porsche Taycan Turbo S.

Z kolei za auto z silnikiem spalinowym i wtyczką trzeba zapłacić od 128 000 złotych za Kia Ceed PHEV i od 989 000 złotych za Porsche Panamera Turbo SE-Hybrid Executive. Wszystkie podane ceny są bazowe, czyli za wersje z wyposażeniem podstawowym.

I tak obwód elektryczny został zamknięty. Ceny samochodów napędzanych prądem są dzisiaj takie same, jak w 1912 roku – wówczas elektryk także był dwa razy droższy od samochodu z napędem tradycyjnym, a w latach osiemdziesiątych za elektrycznego Golfa można było kupić dwa GTI.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...