Każdego roku drożej o 24 procent

W zasadzie nie ma tygodnia bez wzrostu cen zarówno artykułów niezbędnych do życia, jak również tych mniej koniecznych, jak np. auta. Minione dni na rynku motoryzacyjnym przyniosły kolejne podwyżki, w tym również ubezpieczeń, co zaskutkowało wzrostem całkowitego kosztu zakupu pojazdu o 24 procent w odniesieniu do tego samego okresu minionego roku. Średnia cena samochodu sprzedanego na koniec pierwszego kwartału w 2022 roku wynosiła około 155 000 złotych, a to blisko o 14 procent więcej niż rok wcześniej. Wynika z tego, że ceny aut w Polsce rosną jeszcze szybciej niż inflacja. Równolegle, systematycznie szybują w górę instrumenty finansowania zakupu wywołane podwyżkami stóp procentowych. Drożeją ubezpieczenia, a rabaty dealerskie zbliżają się do zera. Do tego nie zwalnia inflacja, a złoty wraz z euro słabną. Dodatkowo w dalszym ciągu na rynek pojazdów wpływają postpandemiczne opowieści o przerwanych łańcuchach dostaw i prawdziwy dramat w Ukrainie. Tylko wymienione aspekty, średnią, miesięczną ratę za samochód ustawiły na poziomie 2 100 złotych, a w ocenie ekspertów ma być jeszcze drożej. Zdaniem analityków kolejnym momentem zwrotnym będzie zaostrzenie norm emisji spalin i wprowadzenie Euro 7/VII. Katalogowe ceny aut urosną na wskutek wzrostu kosztów. Konieczność montowania w samochodach dodatkowego, obowiązkowego wyposażenia i obniżanie emisji już dzisiaj zmusza koncerny do zainwestowania milionów euro w produkcję, a to z pewnością nie pozostanie bez wpływu na cenę gotowego „wyrobu”. Wszystko zadaje się zwiastować ohydny czas dla wszystkich zainteresowanych kupnem nowego pojazdu, a co gorsze, nie jest to kwestia miesięcy tylko kilku nadchodzących lat. Z jednej strony brukselscy politycy „troszczą” się o suwerena i „walczą” o poprawę klimatu na Starym Kontynencie, a z drugiej strony skutecznie pozbawiają Europejczyków prawa do posiadania samochodu na własność. Cenami, a także przepisami zmuszają do współdzielenia. Na wskutek polityki centralnej, w Polsce niektóre auta zeroemisyjne od początku roku podrożały średnio o 50 000 złotych. W efekcie wiele modeli bezpowrotnie utraciło możliwość dofinansowania do zakupu w ramach zmienionego 12 lipca ubiegłego roku programu: „Mój Elektryk”. Obecna sytuacja rynkowa i kierunki wyznaczane na najbliższe lata zdają się coraz bardziej zaprzepaszczać pierwotną idę elektryfikacji europejskiej motoryzacji. Koszty wbrew zapowiedziom z 2012 roku stale rosną. Akumulatory były i cały czas są drogie, a elektryki coraz droższe. Wieszczenie przez pseudoekspertów spadku cen można dzisiaj włożyć między opowieści z krainy tysiąca i jednej nocy. To retoryka oderwana od rzeczywistości ekonomicznej o charakterze życzeniowym, wypaczająca fakty. Brutalna prawda jest taka, że taniej już nie będzie. Dzisiaj opowieści o malejących kosztach kWh w elektrykach, wspólnych platformach do budowy zestawu ogniw zasilających, to oderwane od rzeczywistości bajanie. Podobnie zresztą, jak historie o tańszych bateriach ze stałym elektrolitem, które de facto są cztery razy droższe od obecnych litowo-jonowych z ciekłym. Póki co, na korzyść elektryków wpływa jedynie restrykcyjna polityka rządu brukselskiego w stosunku do samochodów na paliwo płynne, co przynosi sukcesywny wzrost ich cen. Tylko dzięki temu zmniejsza się różnica cenowa pomiędzy pojazdami o różnych napędach. Naiwnie i z niecierpliwością czekam na postęp, który będzie służył człowiekowi, a nie obracał przeciw niemu.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...