7,5 elektryka na jedną stację do ładowania

Tyle obecnie w Europie przypada samochodów elektrycznych na jedną stację do ładowania. W 2030 roku będzie to 10 aut na stację pod warunkiem, że spełnią się założenia unijnego rządu zapowiadające 30 milionów EV na ulicach i trzy miliony stacji do ich ładowania.

Warto zauważyć, że już dzisiaj np. w Norwegii trzeba stać w kolejce czekając na możliwość naładowania pojazdu elektrycznego z ogólnodostępnego punku, a ładowanie trwa kilkadziesiąt minut. Z zapowiedzi wynika, że za 9 lat kolejki będą jeszcze dłuższe, a właścicieli samochodów na baterie będzie czekał nie lada stres w drodze do Sopotu na urlop.

Póki co, na drodze do zrealizowania unijnych planów stoi kilka istotnych przeszkód. Podstawową są pieniądze. Budowa pochłonie gigantyczne kwoty, których dzisiaj nikt nie chce wyłożyć.

Kolejnym problem jest własność terenów, na których mają powstawać stacje. Niemcy dzisiaj słusznie postulują, żeby stacje do ładowania pojazdów elektrycznych budować przy funkcjonujących stacjach benzynowych, zlokalizowanych wzdłuż autostrad. Tylko, że do tych trzeba doprowadzić prąd kablami o przekrojach pozwalających na przesył dużej mocy do ładowania. Oczywiście można także budować linie napowietrzne, ale to również generuje konieczność poniesienia bardzo konkretnych nakładów finansowych.

Kłopot w tym, że w biznesie wszystko musi się zbilansować – mało tego przynieść zysk.

Póki co, efekt w postaci dodatniego wyniku finansowego jest mało realny do osiągniecia, natomiast stanowi modelowy przykład na skuteczność scentralizowanego planowania przez ludzi, którzy w wielu przypadkach nie prowadzili nawet sklepiku osiedlowego, a zawsze wydawali pieniądze publiczne.

Idąc dalej, jak kable będą ułożone w ziemi, to trzeba będzie nimi wysłać prąd, wytworzony … i tu pojawia się kolejny problem – przez elektrownie, których nie ma. 30 milionów pojazdów elektrycznych i trzy miliony stacji, wymagają wybudowania nowych elektrowni. Nie ważne, czy atomowych, czy wytwarzających prąd ze źródeł odnawialnych. Jedne i drugie nie buduje się w ciągu kilku dni, za kilka euro. W efekcie na przestrzeni dziewięciu lat może zabraknąć prądu i wody do chłodzenia rdzeni w elektrowniach, szczególnie w szczycie poboru z sieci energii ładującej miliony EV.

Obrane przez decydentów drogi osiągnięcia zelektryfikowanego świata motoryzacji coraz bardziej odbiegają od pierwotnych i szczytnych założeń.

Restrykcje, spychanie producentów samochodów w niebyt, nierealne, oderwane od rzeczywistości pomysły, nie stanowią zachęty do przesiadania się do pojazdów elektrycznych. Wysyłają jedynie coraz silniejszy przekaz do nieżelaznych instytucji, pobudzających oddolne, a nie scentralizowane działania. Organizacji umiejących poprowadzić dialog i zjednoczyć różne podmioty wokół idei elektryfikacji motoryzacji.

Niemcy już o tym wiedzą, coraz częściej dochodzi do rozmów, w których biorą udział przedstawiciele rządu federalnego, niemieccy producenci samochodów, prezesi przedsiębiorstw energetycznych, bankowcy, producenci stacji do ładowania, wykonawcy infrastruktury przyłączeniowej. Wszyscy oczekują tego samego – rozwoju punktów do ładowania, a w konsekwencji większej popularności i sprzedaży EV. Mimo to, kompromisu brak, a rozmowy utknęły w martwym punkcie. Górę wzięły interesy i interesiki, często partyjne.

Dzisiaj większość europejskich krajów stoi przed tym samym problemem. Brakiem umiejętności prowadzenia dialogu zmierzającego do porozumienia i połączenia sił. Panująca sytuacja dobitnie obnaża wszystkie niedoskonałości drogi prowadzącej do zero emisyjnej motoryzacji.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...