Od początku pisania nie ukrywam, że jestem zwolennikiem zastąpienia silników spalinowych elektrycznymi. Rozwiązanie jest przyjazne nie tylko dla przyrody, ale przede wszystkim dla nas. Uwzględnia apele obrońców środowiska naturalnego, jednocześnie nie przeszkadza miłośnikom motoryzacji oddawać się ich pasji. Czerpać przyjemności z dynamicznej jazdy samochodem, czy jednośladem. Dodatkowo daje możliwość zaoszczędzenia pieniędzy w trakcie eksploatacji pojazdu z napędem elektrycznym.
Z pewnością dla przyszłości zelektryfikowanej motoryzacji, nie bez znaczenia są nowe kierunki jej rozwoju i współczesne, trendy społeczne.
W pierwszym przypadku coraz bardziej ograniczana jest rola kierowcy w prowadzeniu auta. Podążanie w stronę elektrycznych, pojazdów autonomicznych, czyli takich, w których człowiek będzie jedynie pasażerem. Auta w ruchu ulicznym będą komunikowały się ze sobą, jak również z otoczeniem w celu uniknięcia kolizji. Przeczytają oznakowanie pionowe i poziome. Rozpoznają kolory świateł w sygnalizatorach.
W drugim przypadku, zmienia się podejście młodego pokolenia do kwestii posiadania, własnych czterech kółek. Systematycznie poszerza się krąg zwolenników współdzielenia, którego istotą jest korzystanie z walorów mobilności. Uniknie zaś obciążeń i obowiązków wynikających z posiadania.
Z przeprowadzonych w Stanach wyliczeń, wynika, że spada liczba młodych ludzi zainteresowanych posiadaniem prawa jazdy. W konsekwencji naukowcy z Uniwersytetu Michigan, prognozują, że w ciągu dziesięciu lat z rynku zniknie połowa producentów samochodów i salonów samochodowych. Można zatem, uważać, że wszystko zmierza we właściwym kierunku.
Dzisiaj obciążeniem dla środowiska w centrach miast nie jest transport zbiorowy, tylko komunikacja indywidualna. Wspomniana jest głównym źródłem pochodzącego z motoryzacji zanieczyszczenia powietrza CO2, a nie autobusy miejskie.
Z przeprowadzonych analiz dla miasta w liczbą mieszkańców zbliżoną do 400 tysięcy, wynika, że udział w zanieczyszczeniu powietrza przez autobusy miejskie, napędzane silnikami diesla wynosi 5,72%. Komunikacji indywidualnej, napędzanej silnikami tradycyjnymi wynosi 94,28%.
Do wyliczeń posłużyły: tzw. praca przewozowa, czyli liczba przejechanych kilometrów na dzień;, spalanie jednostkowe liczone w litrach na 100 km oraz spalanie całkowite, czyli ilość litrów spalonego paliwa na dzień.
I tak praca przewozowa autobusów długich to: 22.992,5 kilometrów na dzień, krótkich 21.420,1 i midi 557,7. W tym czasie spalanie jednostkowe w litrach na 100 kilometrów wynosi odpowiednio: 55l/100km; 40l/100km oraz 32l/100km. Całkowite to: 12.645,9l/dzień; 8.568l/dzień i 178,5l/dzień.
W transporcie indywidualnym, uwzględniającym auta osobowe, dostawcze oraz ciężarowe liczby wynoszą: auta osobowe: 2.593.074; dostawcze: 357.373 oraz ciężarowe: 365.772 kilometrów na dzień. Spalanie jednostkowe odpowiednio: 7l/100km; 12l/100km oraz 35l/100km. Całkowite spalanie to: 181.515,2l/dzień; 42.884,8l/dzień i 128.020,2l/dzień.
Z zestawienia wynika przytoczone wyżej ujęcie procentowe emisji CO2.
Oczywiście to bardzo dobrze, że powstają instrumenty prawne i finansowe, które mają zmobilizować samorządy do wymiany taboru na elektryczny, ale skala problemu leży, gdzie indziej. Nie w transporcie zbiorowym, tylko indywidualnym. Od dawna już o tym wiedzą Londyńczycy. W mieście, konsekwentnie ograniczają wjazd do centrum autom z napędem tradycyjnym. Wracają także do tradycji sięgającej początków XX wieku. Wówczas pierwszy raz towary do sklepów w city, dowoziły auta z napędem elektrycznym. Nie zaskakują, zatem działania władz Londynu, które w centrum ograniczają ruch pojazdów z napędem tradycyjnym, a zaopatrzenie mają dowozić dostawcze elektryki.
Równolegle rząd brytyjski, zachęca do kupowania samochodów elektrycznych, dając klientom indywidualnym dopłaty do zakupu, jak również zwalnia właścicieli EV z obciążeń podatkowych obejmujących auta z napędem tradycyjnym.