W końcu coś drgnęło. Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego policzył, że w minionym roku, Rodacy, kupili w sumie ponad 439 aut – w 100% elektrycznych. Sprzedaż napawa optymizmem, ponieważ to wzrost w porównaniu do 2016 roku, aż o 306%. Na wynik nie wpłynęły zakupy hybryd i plug-in. Z pewnością uzyskany można poprawić i to znacznie pod warunkiem konsekwentnego i metodycznego wprowadzania kolejnych zachęt i ulg. Przywołane są niezbędne w celu ożywienia rynku. Z pewnością to nie nastąpi, jeżeli ceny EV (auto elektryczne) będą się wahały na poziomie od 85 tysięcy do ponad 150 tysięcy złotych. Tym samym będą droższe od swoich spalinowych odpowiedników o blisko 30%-40% w zależności od marki samochodu.
Dobrze, że ta dysproporcja maleje wraz ze zmniejszaniem kosztów produkcji akumulatorów i zwiększaniem ich żywotności. W porównaniu z latami poprzednimi w autach elektrycznych zanotowano ogromny progres. Dzisiaj baterie w samochodzie są objęte gwarancją na czas od 8 do 10 lat. W praktyce to oznacza, że akumulatory napędzające silnik, charakteryzują się żywotnością od 12 nawet do 15 lat.
W wyniku tego w naszym kraju powoli zaczyna się budować rynek „elektryków” z drugiej ręki. Ważne, żeby za ożywieniem rynku samochodów na prąd, nadążały inne działania. Nie tylko dopłaty, ale także zwolnienia z opłat. Z opłaty rejestracyjnej, podatku od zakupu nowego „elektryka”, podatku drogowego, czy chociażby za parkowanie w płatnej strefie. Póki, co u nas jedynie funkcjonuje niższa akcyza, a o kolejnych ulgach od połowy 2018 roku będą decydowały samorządy lokalne. Oby tylko nie zabrakło świadomości w zakresie rozwoju elektromobilności w Polsce i jej znaczenia dla czystego powietrza.
Warto przy tym pamiętać, że nie można tylko liczyć na producentów i sukcesywne zmniejszanie kosztów produkcji EV. Konieczne jest także budowanie świadomości i wyrabianie nawyków.