Zapóźnienie namiastką normalności

Nakłady, związane z budową tzw. szybkiej stacji ładowania samochodów elektrycznych mogą osiągnąć poziom kilkuset tysięcy złotych. Koszt obejmuje zakres robót od projektu do chwili podłączenia pierwszego EV do ładowania. Warto dodać, że cały proces może potrwać rok, a czasami i dłużej nawet do dwóch lat. Nie da się ukryć, że w przypadku ładowarek prądu stałego dużej mocy inwestycja jest ogromnym obciążeniem finansowym dla inwestora. Nie warto zatem wymagać na przykład od dewelopera, zastosowania opisanego rozwiązania, ponieważ zaangażowanie kapitałowe po stronie wykonawcy obiektu z pewnością zostanie wkalkulowane w cenę za metr kwadratowy lokalu. Podobnie rzecz się ma w przypadku właścicieli obiektów niemieszkalnych, które mają, co najmniej 20 miejsc parkingowych. Ustawa o elektromobilności w przywołanym przypadku wymaga możliwości ładowania pojazdu na prąd i też trudno oczekiwać, że koszt przedsięwzięcia pozostanie tylko po jednej stronie. Nowe obowiązki, które spoczywają na deweloperach i zarządcach nieruchomości od 2022 roku, to duże wyzwanie i to nie tylko finansowe. Jednym z wielu problemów jest zamówienie na energię elektryczną. Dyspozycja powinna zapewnić zapas, który umożliwi ładowanie baterii w EV. Przypuszczalnie m.in. z tego powodu w ostatnim czasie rynek energetyczny notuje zwiększone zapotrzebowanie na moc. Jednak po podłączeniu obiektu do zasilania i upływie pewnego czasu okazuje się, że zużycie jest na minimalnym poziomie. Policzalną konsekwencją są zwiększone nakłady finansowe na budowę stacji transformatorowych, rozdzielnic, konieczność zastosowania kabli i przewodów o większych przekrojach niż standardowo. Co ważne dla tematu, do tej pory nie udało się wypracować zrównoważonego rozwiązania uwzględniającego interes wszystkich zainteresowanych stron, a lwią cześć kosztów transformacji europejskiej motoryzacji ponoszą klienci indywidualni. Problem nasili się od stycznia 2025 roku, wówczas wszystkie obiekty użyteczności publicznej będą musiały spełniać ustawowy wymóg. Już nie tylko centra handlowe, sklepy, ale także szpitale, urzędy, uczelnie, biura, instytucje publiczne będą miały obowiązek zapewnić ładowanie pojazdu poruszanego prądem. Ustawa narzuca również urzędom administracji publicznej i samorządom posiadanie we flotach samochodów elektrycznych. W przypadku szczebla centralnego 50 procent, lokalnego 30 procent. Wspólnym mianownikiem jest źródło finansowania modernizacji parku samochodowego wypływające z kieszeni podatnika, który po 2035 roku będzie musiał się przesiąść do auta na baterie, ponieważ, to na sok z dinozaura będzie obciążone tak wysokimi podatkami, że będzie nie do utrzymania. Na razie oddychamy z ulgą, ponieważ wizja miliona aut na polskich drogach do 2025 roku na pewno się nie spełni – brakuje, jak podają różne liczniki 970, a nawet 980 tysięcy. Tym samym zapóźnienie nosi namiastkę normalności – najpierw infrastruktura do ładowania elektryków, a później elektryki na ulicach polskich miast i wsi. W przeciwnym razie do uzupełniania prądu w bateriach pozostaną tradycyjne gniazdka, z których napełnienie średniej wielkości ogniw w EV zajmuje od 12 do 24 godzin.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...