Zgodnie z założeniami w ciągu najbliższych dwóch lat, urzędy centralne oraz samorządy będą musiały wymienić 10% swojej floty samochodowej na pojazdy o napędzie elektrycznym. I tak, jak w tym przypadku wymiany można być pewnym, tak sprawa Klientów indywidualnych ma się zgoła inaczej. Tutaj podobnie, jak stacji do ładowania, zachęt jest niewiele, a raczej są bardzo skromne.
Obecnie przy zakupie, zwolnienie z podatku akcyzowego w wysokości 3,1% dla auta hybrydowego na trzy lata, a elektrycznego bezterminowo w ocenie potencjalnych Klientów jest zbyt małym impulsem do poruszenia i rozpędzenia rynku pojazdów elektrycznych. Póki co, bardzo słabo w tym zakresie wypadamy na tle innych państw w Europie.
W większości krajów europejskich stosowane są liczne zachęty, chociażby zwolnienie kierowców z płacenia podatku drogowego. Nabywcy aut elektrycznych w Niemczech są z niego zwolnieni na 10 lat. Mimo to, dwa lata temu rząd zdecydował się na dopłaty do zakupu na poziomie 2 tysięcy euro, a producenci samochodów elektrycznych dorzucili następne dwa tysiące.
We Francji nabywca „elektryka” dostaje 6 tysięcy 300 euro, a jeżeli przy zakupie odda swoje stare auto napędzane silnikiem Diesla może liczyć na 10 tysięcy euro dopłaty. Podobnie jest w przypadku Szwecji. Tutaj rząd dotuje zakup auta elektrycznego na poziomie 4 tysięcy euro, a kierowca jest zwolniony z płacenia podatku drogowego przez pięć lat. Na dzisiaj standardy w opisywanym temacie wyznacza niewątpliwie Norwegia. Jednak trudno posługiwać się przykładami z kraju, w którym PKB na jednego mieszkańca wynosi 64 tysiące euro, a zatem jest dwa razy większe niż średnia w krajach Unii Europejskiej. W związku z tym, powoływanie się na przykłady z Norwegii jest delikatnie pisząc niefortunne może jedynie posłużyć, jako wzorzec, do którego powinny dążyć inne państwa w Unii na drodze do elektromobilności, nie wyłączając naszego kraju.
Z pewnością większe zaangażowanie po stronie sprzedających, jak również dodatkowe zwolnienia dla zainteresowanych kupnem samochodu elektrycznego tylko pozytywnie mogą wpłynąć na ożywienie rynku. Dzisiaj jeszcze w większości naszych miast właściciele aut elektrycznych muszą płacić za parkowanie w strefie płatnego parkowania. Brak zwolnienia w opłacie stoi w sprzeczności nie tylko z logiką, ale przede wszystkim możliwością wprowadzania przez miasta od połowy roku „Stref czystego transportu”. Ich wdrożenie ma przede wszystkim polepszyć jakość powietrza i przyczynić się do zmniejszenia smogu w centrach. Wjazd, zwolniony z opłaty będą miały jedynie pojazdy napędzane paliwami alternatywnymi, czyli elektryczne, napędzane gazem, czy wodorem. Pozostali, nawet właściciele aut z silnikami benzynowymi będą musieli zapłacić stawkę na poziomie 30 złotych. Jej wysokość ustalą indywidualnie poszczególne samorządy.
Dzisiaj brak dodatkowych impulsów do zakupu „elektryka” może sprawiać wrażenie, że pojazdy na paliwa alternatywne są tylko dla wybranych, a tak zdecydowanie nie powinno być. Należy bezwzględnie dążyć do zwiększenia dostępności do samochodów elektrycznych przez zmniejszanie różnicy w cenie pomiędzy pojazdami napędzanymi paliwem alternatywnym, a tradycyjnym. Szeroko stosować przywileje i zachęty do kupna. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przemyśleć wszelkiego rodzaju dopłaty, czy zwolnienia z opłat. Jeżeli można dopłacać do wymiany pieca, to co stoi na przeszkodzie dopłat do pojazdów elektrycznych. Świadomość życia w miastach smart, czystych, mobilnych świadczy o mądrości i odpowiedzialności mieszkańców, którzy w równym stopniu powinni być beneficjentami dokonujących się zmian.