Dynamicznie zbliżają się najpiękniejsze miesiące w roku będące synonim zakończenia nauki szkolnej, przerwy od pracy, wyjazdów, urlopów, wypoczynku, jednym słowem wakacyjnej laby. Jednocześnie nadchodzący czas, jak każdego roku wywołał temat bezstresowej podróży samochodem elektrycznym na dłuższych dystansach, pomiędzy aglomeracjami miejskimi na terenie kraju oraz poza jego granicami. Z pewnością przygotowując się do wyjazdu warto opracować strategię, która uchroni podróżujących elektromobilem od niepotrzebnych „atrakcji” wywołanych postojami na uzupełnienie prądu w bateriach. Ze względu na szacunek dla wiedzy czytających, pominę informację o aplikacjach z mapami, na których są zaznaczone lokalizacje ładowarek. Warto jednak pamiętać, że pod żadnym pozorem nie można dać się skusić myśli o pozostawieniu kabla do ładowania, czy tzw. „cegły” (prostownika) w garażu i w miejsce wspominanych dorzucić dodatkową torbę na podróż. Wymienione akcesoria w drodze są niezbędne, ponieważ wiele ładowarek, szczególnie ogólnodostępnych pozbawionych jest kabla do ładowania, a prostownik może się przydać w warunkach wyższej konieczności, gdyż umożliwia podładowanie ogniw ze standardowego gniazdka z prądem. Jednak warto pamiętać, że wspominana operacja pochłania czas liczony w godzinach. Istotną informacją pochodzącą z map z infrastrukturą do ładowania jest także nazwa operatora punktów w regionie, przez który odbywa się podróż. Dzisiaj zdecydowana większość wymaga „karty klienta” albo aplikacji, żeby skorzystać z usługi ładowania. Z wymienionego powodu przed wyjazdem dobrze jest ściągnąć apki na telefon, które ułatwią operację. Pomimo uzbrojenia w mapę ze stacjami i niezbędnymi aplikacjami operatorów, bezpiecznie jest wybrać stację „pośrednią”, ponieważ nie zawsze dostępne są informacje, że stacja jest nieczynna albo w kolejce do ładowania jest ustawionych kilka innych EV. Dysponując zapasem prądu można bezpiecznie kontynuować podróż do kolejnego punku. Trudno w tym miejscu nie przypomnieć, że drogi szybkiego ruchu nie są naturalnym środowiskiem elektryka. Jazda ze stałą prędkością, bez hamowania, uniemożliwia odzyskiwanie energii w trybie rekuperacji, zatem zużycie prądu oraz dystans, zmieniają się inaczej niż podczas jazdy w mieście. Podróżując autem na baterie, wskazane jest korzystanie z głównych szlaków komunikacyjnych i unikanie dróg lokalnych. Przy wspominanych zdecydowanie trudniej jest uzupełnić prąd w ogniwach. Dobrze jest także pamiętać, że czas niezbędny na doładowanie uzależniony jest od mocy stacji – im większa moc ładowania wyrażona w kW (kilowatach), tym czas procesu jest krótszy. Obecnie wiele firm ubezpieczeniowych proponuje właścicielom pojazdów bateryjnych – w ramach wykupionego pakietu, jeden w roku „awaryjny” przewóz na lawecie do najbliższej ładowarki w przypadku krytycznie niskiego poziomu prądu w akumulatorze trakcyjnym. Przed wyjazdem można na wszelki wypadek o wspomnianą opcję zapytać. Ceny prądu w podróży uzależnione są od operatora. Na wspomniane wpływają m.in. koszt energii od OSD (Operatora Sytemu Dystrybucyjnego), a także opłata, którą właściciel stacji ponosi w związku z dzierżawą miejsca parkingowego przy słupku ładującym. Kierowca, zatem płaci za prąd, a także czas spędzony przy ładowarce. Z ogólnodostępnych informacji wynika, że ładowanie prądem stałym z tzw. szybkich ładowarek pochłania od 41 do 51 złotych za 100 km. Dla porównania ładowanie w domu, to wydatek od 12 do 15 złotych, w zależności od taryfy (dzienna, nocna, która jest o połowę tańsza od dziennej). Zupełnie inaczej koszt kształtuje się w przypadku korzystania w własnego prądu, produkowanego przez panele fotowoltaiczne i naściennej, ładowarki domowej. Na koniec, życzę bezpiecznych podróży, pozbawionych nieprzyjemnych przygód, szczególnie tych spowodowanych trudnościami w zdobyciu prądu w drodze.
20czerwiec