pożar

Szatański wynalazek

Konie towarzyszą człowiekowi od niepamiętnych czasów. Rola wspomnianych zmieniała się wraz z rozwojem cywilizacji. Niegdyś ciężko pracowały w polu, kopalniach. Woziły ludzi na grzbiecie, ciągnęły bryczki, powozy, wozy. Ról przyjmowały i przyjmują na siebie wiele. Z pewnością jedną z niechlubnych jest praca w zaprzęgach ciągnących wozy z turystami nad Morskie Oko. Z ludzkiego punku widzenia, rzecz jest nie do zaakceptowania. Sposób, w jaki są wykorzystywane w cyfrowym świecie, uwłacza wierzchowcom i ludziom. Fakt, tym bardziej przykry, że od zarania dziejów, człowiek pracował nad tym, żeby mustanga wyręczyć, zapewne niekoniecznie kierując się miłością i szlachetnością, ale chęcią zysku. Taniej, szybciej, wydajniej, bez potrzeby opieki weterynaryjnej. Konstruował różne, dziwaczne maszyny, aż w 1859 roku zbudował akumulator kwasowo-ołowiowy. Niby nic, ale przenośna bateria otworzyła kolejne drogi dla ewolucji w oparciu o przenośne źródło energii. Jednym z pierwszych wykorzystań „kwasiaka” był wóz konny. Na wspomnianym konstruktorzy-amatorzy, postawili baterię, przykręcili silnik elektryczny, który połączyli z osią wozu. I tak został zbudowany pierwszy w historii motoryzacji pojazd elektryczny. W związku z tym, przypisywanie sobie przez współczesnych wynalazku jest lekkim nadużyciem. De facto pierwsze konstrukcje powstały 165 lat wstecz i dynamicznie rozwijały się do 1881 roku. W przywołanym roku powstawały już przemyślane, zaprojektowane „elektryki”, których życie trwało do 1885 roku. Wówczas niejaki Karl Benz i Gottlieb Daimler zbudowali silnik spalinowy – do dzisiaj największego konkurenta napędu elektrycznego. Oba napędy, podobnie, jak współcześnie wywoływały mnóstwo emocji. Spalina przerażała głośną pracą i kłębami dymu (dzisiaj spalin) i m.in. z tego powodu nazywana była „szatańskim wynalazkiem” albo „wynalazkiem diabła”, bo jak inaczej można było nazwać wóz bez konia, który sam jechał, warczał i dymił. Pomimo negatywnych emocji, wzbudzanych szczególnie wśród zwolenników ciszy i czystego powietrza (dzisiaj ekologów) początek 1900 roku przyniósł ze sobą zapomnienie dla elektryków, a niesamowity postęp w dziedzinie napędów spalinowych. Minęło blisko sześćdziesiąt lat zanim entuzjaści elektryczności w automobilach przypomnieli o sobie. W 1959 roku na amerykańskich drogach pojawiło się auto Henney Kilowatt. Mogło jeździć z prędkością do 90 km/h i na jednym ładowaniu pokonywało dystans do 90 kilometrów. Sprzedało się w 47 egzemplarzach, a nabywcami były firmy z branży elektrycznej. Mimo to, na początku XX wieku tylko po ulicach Nowego Jorku jeździło ponad dwa tysiące samochodów elektrycznych – głównie dostawczych i taksówek. Zmiany w podejściu do tematu motoryzacji wprawianej w ruch prądem zapoczątkowały prace w zakresie projektowania i budowy akumulatorów na skalę przemysłową. Efekty postępu najszybciej były widoczne w napędach wózków widłowych oraz pojazdach jeżdżących po polach golfowych. Po okresie prosperity, nastąpiła przerwa, która trwała, aż do 1990 roku. Wyznawcy spiskowych teorii dziejów, twierdzą, że to głównie za sprawą lobby paliwowego, auta z napędem elektrycznym przestały wzbudzać zainteresowanie. W między czasie GM podjął próbę wskrzeszenia na rynku amerykańskim idei samochodów z napędem elektrycznym, ale w konsekwencji nieudaną, a nawet zakończoną skandalem, ponieważ wszystkie wyprodukowane auta zostały odkupione od właścicieli i zniszczone. Kolejny przełom nastąpił po 2000 roku. Wskrzeszeniu elektromobilności z pewnością pomogła narastająca potrzeba homo sapiens do życia w zgodzie z naturą. W efekcie prace nad elektrykami powróciły do łask, a kamień milowy przyniósł rok 2008. Na rynku motoryzacyjnym zdominowanym przez napędy na sok z dinozaura zadebiutowała Tesla Roadster. Auto mogło przejechać na jednym ładowaniu 354 kilometry. Po amerykaninie, pojawiły się BMW i3, Nissan Leaf i kolejne wcielenia Tesli, które na tle konkurencji elektryzowały swoimi osiągami. I tak historia elektrycznej motoryzacji zatoczyła koło. Dzisiaj z perspektywy premiery w 2013 roku bawarskiego elektryka jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Historia zaczyna pisać się na nowo, a o zatoczeniu koła z pewnością napisze już ktoś inny.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...