Elektryfikacja europejskiej motoryzacji nie ogranicza się jedynie do samochodów osobowych, swoim zasięgiem obejmuje również auta dostawcze w tym ciągniki siodłowe – popularne w ostatnim czasie z przekazów medialnych o „wyścigach słoni” na autostradach i ekspresówkach. Rozporządzenie o Infrastrukturze Paliw Alternatywnych już zostało przegłosowane przez Parlament Europejski i czeka jedynie na podpisy niezliczonych instytucji unijnych, żeby ostatecznie wejść w nasze codzienne życie. Zapisy określają warunki błyskawicznej rozbudowy sieci stacji ładowania pojazdów elektrycznych dużych i małych. Dokument nakłada na państwa członkowskie obowiązek wybudowania infrastruktury wzdłuż europejskiej sieci dróg TEN-T, która przebiega również przez Polskę. Według dyrektywy do 2026 roku, co 60 kilometrów mają być dostępne punkty do ładowania EV po obu stronach drogi, a stacje powinny zapewnić moc na poziomie 400 kW i dwa lata później osiągnąć 600 kW. Przepisy uwzględniają także samochody dostawcze. Dystans między ładowaniami ma wynosić 120 kilometrów, a moc osiągnąć wartości pomiędzy 1400 kW, a 2800 kW. Warto dodać, że infrastruktura do ładowania ma być oddzielana dla samochodów osobowych i ciężarowych. W obecnej chwili wymagania stawiane przez zapis o Infrastrukturze Paliw Alternatywnych dla Polski są jak lot na Marsa, czyli nie do spełnienia. Według wytycznych do końca 2030 roku moc jednego punktu dedykowanego do ładowania EV w ramach sieci dróg TEN-T powinna wynieść 4 MW. Dzisiaj w Polsce nie ma ani jednego punktu o wspomnianej mocy. Dużym wyzwaniem jest znalezienie punktu, który zbliżałby się do 1 MW. Kłopoty wynikają nie tylko z deficytu mocy, ale także braku odpowiedniej infrastruktury przesyłowej. Mało tego próżno jest szukać chętnych zarówno do budowy, jak również do obsługi punktów uzupełniania prądu w akumulatorach trakcyjnych pojazdów. Przedsięwzięcie jest kłopotliwe ekonomicznie i trudno na nim zarobić. Póki co, jedynym uzasadnieniem finansowym jest zapowiedź dotkliwych kar finansowych nałożonych przez Komisję Europejską na kraje, które nie sprostają zapisom. Jednak poważniejszym mogą być wymierne straty ekonomiczne wynikające z wypracowanej przez lata w Europie sieci dostaw i roli jaką odgrywa Polska w tranzycie. Dzisiaj w naszym kraju przy drogach nie ma stacji do ładowania elektrycznych samochodów dostawczych, a na 100 kilometrowy odcinek przypada 0,7 stacji do ładowania osobowych elektryków, w Holandii 64 stacje, a w Niemczech 25 stacji.
01sierpień
Sieciowy kłopot
Rzecznik Elektromobilności Autor
Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...