Rozwój przez rezygnację

Wiele razy już pisałem, jak unijna polityka wpływa na rynek motoryzacyjny. Kolejne niedorzeczne nory emisji, rozłożone w krótkim czasie obowiązywania, powodują, że producenci samochodów, chcąc uniknąć liczonych w miliardach euro kar, zaczynają walczyć o przetrwanie. Na rynek wypuszczają niedopracowane pojazdy elektryczne, zelektryfikowane, a w napędzanych silnikami tradycyjnymi, montują pomniejszone zbiorniki na paliwo i tym samym zasięgi aut spalinowych zbliżyły się do elektrycznych, zamiast odwrotnie.

Do tego koncerny samochodowe coraz częściej wycofują się z inwestowania w sporty motorowe – napędzane benzyną. Rezygnują z poligonu doświadczalnego, na którym do tej pory wykuwały się wszystkie rozwiązania z zakresu bezpieczeństwa, budowy zawieszenia, silników, czy skrzyń biegów. Przetestowane w ekstremalnych warunkach wynalazki z czasem trafiały do pojazdów „cywilnych”. Stawały się powszechnie dostępne za coraz mniejsze pieniądze. Jednym słowem, wszystko, czego do tej pory doświadczaliśmy w zakresie rozwoju motoryzacji zaczyna się radykalnie zmieniać.

W wyniku politycznych przemian, Stary Kontynent dla producentów samochodów spalinowych staje się coraz bardziej niebezpieczny, a wręcz zabójczy. W niedługiej perspektywie miliony ludzi powiązanych z przemysłem motoryzacyjnym mogą stracić pracę. Transferowanie nienaturalnie zaoszczędzonych pieniędzy z „mordowania” samochodów w napędem tradycyjnym na elektryczne staje się hipokryzją. Świadczy o pozbawianiu nas wpływu, na to, co nas dotyczy.

Proces przesiadania się z aut spalinowych do elektrycznych miał przebiegać na drodze ewolucji, a nie rewolucji, która zawsze na końcu pożera swoje dzieci. Koncerny samochodowe miały mieć czas na rozwijanie technologii w autach elektrycznych z jednoczesnym wycofywaniem się z napędów spalinowych.

Dzisiaj rynek coraz bardziej się radykalizuje, efektem czego są kolejne deklaracje, jak ta prezesa Hakan’a Samuelsson’a, który powiedział, że byłby zdziwiony, gdyby w 2030 roku zobaczył w ofercie Volvo jeszcze jakieś auto spalinowe.

Prezes z północy nie jest odosobniony w swoim wieszczeniu przyszłości, która ma się spełnić już za dziewięć lat. Oby skandynawska odmiana Wernyhory nie wybrzmiała, jak w dramacie Stanisława Wyspiańskiego: „Miałeś chamie, złoty róg … ostał ci się ino sznur.”

Jak szacują znawcy rynku, sprzedaż samochodów może spaść nawet o 90%, co wymusi na producentach utworzenie jednego europejskiego koncernu, który będzie montował elektryki na jednej i tej samej platformie, zmieniając jedynie loga i detale. Fabryka będzie konkurowała z gigantem zbudowanym przez Elona Musk. My zaś, chcemy, czy nie w 2030 będziemy musieli kupować auta elektryczne, bo innych już nie będzie. Ciekawe tylko, z czego i kto, wytworzy tyle prądu, żeby je ładować?

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...