Nie w tym kierunku

Bez dedykowanej aplikacji na smartfonie nie pojedziesz, to jedno z doświadczeń kierowców samochodów elektrycznych, którzy korzystają z tzw. publicznych stacji ładowania. Nie ma apki – nie ma ładowania. Do tego bardzo często operator sieci wymaga podpiętej, przedpłaconej karty płatniczej, a bywają tacy, którzy oczekują adresu e-mail, marki i modelu samochodu wraz z numerem rejestracyjnym. Uciążliwość zjawiska nasila się w czasie podróży przez Polskę, ponieważ, co region, to inny operator, a zatem konieczność instalowania na telefonie kolejnych aplikacji. Do tego każda sieć inaczej rozlicza ładowanie. W efekcie korzystanie w trasie ze stacji szybkiego ładowania, nie tylko wydłuża czas przejazdu, ale sprawia, że prąd staje się droższy niż benzyna, a to skutecznie zniechęca tradycjonalistów do motoryzacji napędzanej prądem. Do przełamania pozostaje także niechęć do pozostawiania po sobie cyfrowego śladu. Poza inwigilacją prowadzoną przez urządzenia pokładowe w EV dodatkowo dochodzą stacje. Tym samym, ktoś anonimowy, kto być może inicjuje wojnę hybrydową, obserwuje, rejestruje, śledzi każdy ruch właściciela auta elektrycznego i sprzeda informacje złodziejom, o tym, że właśnie wraz z rodziną wyruszył na ferie zimowe i dom jest pusty. Nie bardzo rozumiem z jakiego powodu „tankowanie” prądem, tak skrajnie różni się od wlania tradycyjnego paliwa do baku. Jeżeli nie zapłacę kartą tylko gotówką, to nie pozostawiam śladu i trudno jakiemuś podmiotowi prywatnemu zorientować się, że jestem z drodze na wypoczynek. Dlaczego dystrybutorzy prądu, tak restrykcyjnie podchodzą do ładowania. Po, co operatorowi dane wrażliwe, jak marka i numer rejestracyjny. Chcę kupić prąd, za który płacę i do widzenia. W stacji benzynowej, czy w sklepie nikt, nie oczekuje ode mnie pinów, kodów, logowania, danych samochodu, którym przyjechałem po zakupy. Filozofia ładowania, czyni z posiadania samochodu elektrycznego, wrażenie elitarności, niedostępności, przywileju społecznego, a przecież w elektryfikacji motoryzacji całkowicie o to nie chodzi. Auta na prąd mają być dla milionów, a nie dla milionerów.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...