Nie taka była umowa

Stosunkowo szybko umknęła dekada od chwili, w której po długiej przerwie do świata motoryzacji ponownie wjechały auta elektryczne. Jeszcze dziesięć lat temu producenci teoretycznie dzielili się zyskiem z użytkownikami pojazdów na prąd, chwaląc m.in. możliwość ładowania akumulatorów trakcyjnych w warunkach domowych w taniej taryfie nocnej. Czasy się zmieniły, a wraz z nimi nie tylko pojemność baterii, ale także podejście do ładowania. Dzisiaj naładowanie baterii w EV z gniazdka w garażu zajmuje w granicach 30 godzin. Mało tego, wytwórcy elektryków zrzeszeni w grupach producenckich sprzedających wollbox’y i usługi ładowania nie mają żadnych korzyści z uzupełniania prądu w ogniwach z gniazdek 230V. W związku z tym, nie zaskakuje fakt, że stosują różne rozwiązania techniczne, które elektroentuzjastów skutecznie zniechęcają do ładowania w domu, nawet, gdy prąd pochodzi ze źródła energii odnawialnej. Jedną z metod jest zaniżanie średniej mocy ładowania z gniazda o napięciu elektrycznym 230V i mocy odbiornika do 2 300W (2,3kW). Jeden z dziennikarzy motoryzacyjnych opisujących problem na AutoBlog, zwrócił uwagę na komunikat wyświetlony w aucie informujący o czasie naładowania baterii w ciągu 18 godzin. Stosując proste działanie matematyczne, obliczył, że z komunikatu wynika, iż elektromobil z gniazdka o wcześniej podanych parametrach będzie się ładował z mocą 1,4kW, chociaż mógłby z mocą do 2,3kW. Ponadto na forach, tematycznie związanych z elektromobilnością coraz częściej można przeczytać, że nowe elektryki bardzo źle znoszą ładowanie w domu z gniazdka sieciowego. Właściciele pojazdów na prąd piszą o stratach mocy podczas ładowania i np. jeden z francuskich modeli może utracić 25 procent mocy podczas ładowania w domu. Ponadto, przekazy wzmacniane są informacjami, że ze względu na dużą niestabilność napięcia może dojść do uszkodzenia auta na baterie, a konkretnie akumulatora wysokonapięciowego, którego cena stanowi 40 procent wartości całego samochodu. Do tego wyobraźnie poruszają statystyki, o przyczynach pożarów samochodów elektrycznych, w których na pierwszym miejscu jest ładowanie w pomieszczeniu zamkniętym – czytaj w garażu. Wynika z tego, że to, co pierwotnie miało przekonać do motoryzacji poruszanej elektrycznością, czyli możliwość ładowania w domu wymieniana w jednym ciągu z bezkarną jazdą po buspasach i parkowaniem za darmo w płatnych strefach, zniknie, tak szybko, jak przywileje drogowe dla posiadaczy samochodów elektrycznych.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...