Niedawno jedna ze znanych firm consultingowych przeprowadziła prognozę sprzedaży dla rynku motoryzacyjnego. Z analizy przygotowanej w 2019 roku wynikło, że pod koniec 2025 roku, połowa sprzedawanych na świecie samochodów będzie zelektryfikowana – będzie wyposażona w baterie. W konsekwencji nastąpi wzrost zapotrzebowania na prąd i stacje do ładowania. Kontynuując temat, zgodnie z przewidywaniami pod koniec 2029 roku powinno być 100 milionów punków poboru prądu do EV, żeby zaspokoić zapotrzebowanie kierowców na energię elektryczną. Dynamika prognozowanego zjawiska istotnie przyspieszyła, ponieważ na globalny rynek po cichu, jak na elektryki przystało, wjechały auta z Państwa Środka. Tendencji nie da się spowolnić, gdyż ceną, materiałami, wyposażeniem, okresem trwania gwarancji, kosztami ubezpieczenia, a co najważniejsze wynikami z testów zderzeniowych, chińskie elektromobile miażdżą europejską konkurencję i na potęgę elektryfikują unijną motoryzację. Z perspektywy wzrostu prędkości, popularności pojazdów z Chin, poważnym zaniechaniem jest lekceważenie danych z rynku energetycznego i rynku pracy. W obu przypadkach prognozy zwiastują wzrosty – zarówno zapotrzebowania na prąd, jak i nowych miejsc pracy. W przypadku zatrudnienia, szacuje się, że rozwój technologii elektromobilnej może wygenerować w Polsce około 10 000 nowych, miejsc pracy. Podczas nieoficjalnych rozmów sami dealerzy przyznają, że brakuje wysoko wyspecjalizowanych doradców sprzedaży o fachowcach serwisu nie wspominając. Równie cicho o deficycie wypowiadają się branżyści z zakresu produkcji i przesyłu energii elektrycznej. Poza coraz większymi deficytami w edukacji, lecznictwie, budownictwie oraz niezliczonych innych, po cichu zbliża się kolejny – energetyczny i technologiczny. Dzisiaj jest jeszcze cień szansy, żeby wyprzedzić pozostałą cześć Europy i wejść w kooperację z krajem, który od czasów napisania przez Stanisława Wyspiańskiego – polskiego dramatu: „Wesele” trzyma się mocno!

13czerwiec