Oby nie dotknęło to naszej rodzimej elektromobilności. Natłok szumu informacyjnego sprawia, że szansa na milion elektryków na polskich drogach jest coraz mniej realna i odjeżdża z coraz większą prędkością.
Ostatnie doniesienia, zapowiadają zmniejszenie kwoty dopłaty do zakupu elektryków z deklarowanych 37 000 do 18 750.
Jeżeli rzecz stanie się faktem, to dopłaty zostaną zmniejszone zanim weszły w życie i przyczyniły się do rozwoju rynku motoryzacyjnego napędzanego prądem.
Już nie tylko kraje Europy zachodniej nam odjeżdżają, ale z imponującą dynamiką auta elektrycznego, wyprzedzają nas Rumunia i Słowacja.
W momencie, w którym zostały upublicznione informacje o dopłacie do zakupu elektryka na poziomie 37 000, wiele osób zdecydowało się na zakup i rozpoczęcie swojej przygody z samochodem elektrycznym. Jeden z czołowych producentów EV zanotował w Polsce w styczniu sprzedaż na poziomie z całego roku 2019 roku.
Informacja do klientów o zmianach w wysokości dotacji rządowej, pochodzącej w Funduszu Niskoemisyjnego uderzyła w nich, jak przysłowiowy grom z jasnego nieba.
W efekcie jest wielce prawdopodobne, że podobnie, jak dopłaty, które jeszcze nie ruszyły, a już zostały zmniejszone, rynek pojazdów elektrycznych w Polsce jeszcze nie drgnął, a już dostał zapaści, a do tego został odłączony od aparatury podtrzymującej życie.
Warto dodać, że Fundusz Niskoemisyjny, z którego ma być wspierany zakup aut elektrycznych na początku 2020 roku dysponował 320 000 000 złotych, a wpływy do niego pochodzą z tzw. opłaty emisyjnej, która jest pobierana od każdego kierowcy kupującego paliwo na stacji benzynowej.
Norwegowie, Niemcy, Francuzi, Brytyjczycy, a nawet Amerykanie popełniali błędy proponując zamianę samochodu spalinowego na elektryczne, ale takie fuck-up’y im się nie zdarzały.
Do dzisiaj Skandynawia jest niekwestionowanym liderem w promocji elektromobilności. W Norwegii sprzedaje się więcej EV niż aut z napędem spalinowym. Na kształt obecnego rynku wpłynęły m.in. zwolnienie nabywcy z 25% podatku VAT, opłaty rejestracyjnej, podatku drogowego, a nawet przez długi czas ładowanie baterii było za darmo. Dzisiaj kraj i jego mieszkańcy odcinają kupony od przemyślanie przeprowadzonej akcji promującej elektromobilność.
Podobnymi mechanizmami mogą się poszczycić nasi zachodni sąsiedzi. Zwalniają kupujących auta elektryczne z podatku VAT i użytkowania EV. Prowadzą dopłaty do zakupu.
Wszystko sprawia, że cenę nowego samochodu elektrycznego można zmniejszyć o połowę. W naszym kraju, jeżeli spełnią się zapowiedzi o 18 000 pod warunkiem, że cena nowego auta elektrycznego nie przekroczy 125 000. No to z pewnością polskiego rynku nie zelektryzuje.