Kupujemy mniej za więcej,

a tanio to już było. Ocena zasobów w portfelach Rodaków jest kwestią delikatną i subiektywną. Faktem natomiast jest, że wydajemy więcej, a w zamian otrzymujemy mniej i coraz gorszej jakości. Rzecz dotyczy zarówno codziennych zakupów, jak również wydatków okazjonalnych. Jednym z przywołanych jest z pewnością nabycie samochodu. Swego czasu w świadomości kierowców, funkcjonowała kategoria tzw. aut budżetowych. Obecnie, to raczej archaizm językowy, a co gorsze konsumpcyjny, ponieważ pojazdy „budżetowe”, dawno już odjechały i nic, nie wskazuje na to, że włączą bieg wsteczny i wrócą. Z równie zawrotną prędkością oddalają się od kupujących automobile nowe – coraz mniej Polaków stać na nabycie wymarzonych, czterech kółek w salonie. W efekcie rekordy bije zainteresowanie ofertą z „drugiej ręki”. Santander Consumer Multirent opublikował, ciekawy raport z minionego roku, z którego wynika, że blisko 40% respondentów – na 28 000 badanych, wyraziło zainteresowanie zmianą auta na inne. Pomimo to, że około 77% ankietowanych przyznało się do wynagrodzenia przekraczającego 7 000 na rękę, to zdecydowana większość skoncentrowała swoją uwagę na ofertach z rynku wtórnego. Blisko 29% zadeklarowało, że na wymianę może przeznaczyć do 50 000 złotych. Niespełna 26% do 25 000 złotych. W widełkach do 10 000 i 75 000 złotych udział procentowy był do siebie zbliżony. W pierwszej z kwot wyniósł 11,2%, w drugiej 11,9%. W granicy do 100 tysięcy i powyżej, odpowiednio 8,9% i 5,4%. Do kupowania salonowych przyznało się 8,3% nabywców. Patrząc przez pryzmat liczb można odnieść wrażenie, że samochód stał się na powrót dobrem „jakby nieco luksusowym”, a nie środkiem komunikacji indywidualnej, szczególnie w destynacjach pozbawionych transportu publicznego. Przy okazji analizy finansowej warto zwrócić uwagę także na koszty „poboczne”, jak utrata 10% wartości pojazdu natychmiast po wyjeździe za symboliczną bramę, cena pakietu ubezpieczenia, serwisu, przeglądów, wymian oleju, filtrów, części eksploatacyjnych i ewentualnych, niespodziewanych napraw. W przypadku handlu po 2020 roku, „gadżetami elektronicznymi”, osadzonymi na kołach, kolejne wydatki generuje ingerencja w oprogramowanie, aplikacje, usługi cyfrowe. Operacje wykonują tylko ASO, a cena za usługę coraz częściej zwala z nóg. Podniesienie systemu, czy wprowadzenie nowego oprogramowania, zbliża się do ceny auta używanego, które można zarejestrować, jako zabytkowe. Już wyprodukowanymi w latach 80 można jeździć na żółtych blachach (w zależności od województwa) z czego wypływają dodatkowe benefity. Nie dość, że wartość z upływem każdego roku rośnie, to jeszcze są naprawialne, można nimi wjeżdżać to Stref Czystego Transportu, a właściciel jest zwolniony z obowiązkowych, okresowych badań technicznych. Ponadto w opinii ekspertów od ekologii, wiekowy, zadbany, automobil mniej obciąża środowisko niż nowy, jednorazowy, nienaprawialny, który kierowcy są zmuszeni wymieniać, co pięć lat, chociażby ze względu na zaprogramowane fabrycznie, postarzanie się produktu.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...