Koszt ładowania elektryka w drodze na wakacje i w domu

Po wyjechaniu z Polski okazuje się, że nie ma z tym problemu, a ceny uzupełnienia energii w bateriach są o połowę tańsze aniżeli tankowanie paliw płynnych. Nawet ładowanie w tzw. szybkich stacjach – prądu stałego, nie jest tak kosztowne, jak sok z dinozaura nalewany z dystrybutora do baku. Za jedną kWh trzeba zapłacić w granicach od 1,39 do 1,49 PLN. W podróży pomiędzy europejskimi kurortami warto rozważyć wykupienie abonamentu, który kosztuje około 80 złotych i wydatnie obniża cenę ładowań. Z kolei ładowanie w większości hoteli na Starym Kontynencie jest darmowe. W tych, które pobierają opłatę – cena za kWh oscyluje na poziomie 30 groszy. Naładowanie do 100% pojemności baterii, to wydatek od 3 do 9 euro bez względu na ilość pobranego z sieci prądu. Tym samym, suma poniesionych kosztów w trasie podczas pokonywania drogi z Polski do Portugalii, daje kwotę około 25 złotych za przejechane, każde 100 kilometrów. W przypadku samochodu z napędem spalinowym, to wydatek od 50 złotych w górę w zależności od stacji benzynowej i ceny paliwa. W domu, w kraju, rysuje się to jeszcze bardziej korzystnie. Mając na względzie wszystkie za i przeciw, domowej instalacji fotowoltaicznej, czy uzupełniania energii w ogniwach EV w taryfie nocnej, eksploatacja auta z napędem elektrycznym nie powinna kosztować więcej niż 6 złotych za pokonane 100 kilometrów. Z kolei coraz silniejsza konkurencja na rynku sprawiła, że obecnie elektryczne SUVy kosztują tyle, co w 2018 roku, elektryki osobowe. Nie bez znaczenia dla rozwoju rodzimej elektryfikacji motoryzacji jest druga edycja, programu dopłat pod nazwą: „Mój elektryk”. W ramach przywołanego – Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie umożliwia dofinansowanie nawet leasingu. Koszty wyliczone przez jeden z polskich banków na pięć lat, zostały oszacowane na poziomie niższym o kilka set złotych w porównaniu do takiego samego auta z silnikiem spalinowym. Mało tego, im więcej kilometrów pokonuje elektryk, tym większe korzyści płyną szerokim strumieniem do jego użytkownika, a to zupełnie odwrotnie niż w przypadku auta z silnikiem spalinowym. Pewnie m.in. z tego powodu, właściciel korporacji taksówkowej na pytanie, co jest najdroższe w eksploatacji auta na prąd? – odpowiedział, że wymiana opon letnich na zimowe. Upływający czas, konkurencja i rozwój technologii, szczególnie wykorzystywanych do produkcji baterii dla elektryków, powinny spowodować obniżki cen i zwiększyć dostępność dla potencjalnych klientów. Mimo, to trudno się oprzeć faktowi, że taniej, to już było, a świat motoryzacyjny, który znamy powoli, zaczyna przechodzić do lamusa. Auta na prąd są tańsze w utrzymaniu i eksploatacji, jednak w dalszym ciągu drogie przy zakupie. W związku z tym, wszelkie formy pomocy finansowej, oferowane przez lokalne rządy europejskie, stanowią siłę napędową dla dynamicznie rozwijającego się rynku, aż do momentu, w którym, to popyt i podaż zaczną kształtować rynek EV. W historii już przechodziliśmy podobną transformację, co prawda o mniejszym znaczeniu, ale globalną – a mianowicie przejścia od żarówek żarowych na LED. Historia lubi się powtarzać. Kilka dekad wstecz, nowe żarówki kosztowały horrendalne pieniądze w granicach 20 złotych, a zwykła żarówka kosztowała około 2, czasami 3 złote. Większość uważała, że LEDy, się nie przyjmą i w dłuższej perspektywie czasu, pozbawione zostaną prawa zbytu. Dzisiaj już tego nikt nie pamięta, no może z wyłączeniem starszych facetów, takich, jak ja.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...