Otaczająca nas rzeczywistość jest fascynująca. Normy, dyrektywy, handel emisjami, pompy ciepła, wiatraki, panele i tysiące innych wypełnią naszą codzienną przestrzeń życiową. My ciągle skoncentrowani, skupieni, zwarci, gotowi do ataku na nowe wyzwania. Nie pytamy, już „czy to ma sens?” tylko „ile to kosztuje?” Wszystko w imię postępu albo zielonej transformacji. Obecnie nawet samochody, które w wielu przypadkach stanowią narzędzie pracy są coraz bardziej wymagające i rządne interakcji. W branży moto wyodrębniła się nowa, niezależna dziedzina – oprogramowanie pojazdu, czyli platforma usługowa na kołach. Fabrycznie montowane funkcje nie są Twoje nawet, jak za nie zapłaciłeś. Dostęp do wszystkich, stał się dodatkowo odpłatny. I to nie są bajki z Doliny Krzemowej tylko motoryzacyjna rzeczywistość. Na wstępie zapoznajemy się z treścią oferty z poziomu instrukcji. Kolejny level, to opłacenie i odblokowanie „polepszaszy” np. zwiększenie mocy, dostępności maksymalnego momentu obrotowego, grzania kierownicy, masażu w fotelach i niezliczonych innych gadżetów. Wytwórcy aut z poziomu klawiatury komputera zarządzają Twoim pojazdem – włączając bądź wyłączając funkcje dodatkowe w zależności od tego, czy opłaciłeś abonament np. miesięczny, roczny bądź „dożywotni”. Pieniążki płyną stałym, niezakłóconym strumieniem bez konieczności podejmowania jakiegokolwiek ryzyka. Okazało się jednak, że cierpliwość klientów ma swoje granice. W drugiej połowie sierpnia VW na Wyspach Brytyjskich zaproponował płatną opcję uwolnienia pełnej mocy drzemiącej w modelu ID.3 Pro i ID.3 Pro S. W salonowej wersji elektryk wykrzesa z siebie 201 KM (150kW), a po odblokowaniu za kasę zyskuje moc 228 KM, a do tego oferuje kierowcy wyższy moment obrotowy (jeszcze szybciej się zbiera – przyspiesza do setki). Niemcy za udostępnienie wyższej ilości koni zażądali od kierowców 17 funtów miesięcznie; 165 funtów rocznie albo dopłatę 650 funtów uiszczanych jednorazowo przy zakupie auta (1 funt, to 4,95 PLN). Oczywiście dodatkowe łupienie fanów marki wywołało falę krytyki i oburzenie – i co z tego? GM szczerze przyznaje, że powtarzalne zyski z software i services każdego roku mogą przynosić miliardy dolarów. Stanowią powtarzalny, bezpieczny, stały zysk bez ryzyk i konkurencji ze strony producentów samochodów z Państwa Środka. Walkę nie toczą już o tanią blachę, a o kody. Według analityków McKinsey rynek oprogramowania samochodów do 2030 roku będzie rósł szybciej niż sprzedaż nowych samochodów, tym bardziej, że tradycyjne strategie są coraz słabsze w nowych realiach sporów, ceł, kłótni, bezmyślnych i nierealnych do spełnienia przez producentów samochodów dyrektyw unijnych. Niemiecka marka znana z Golfa nie jest jedyna. Producent spod znaku gwiazdy z powodzeniem sprzedaje „Acceleration Increase” dla wybranych modeli EQ i z poziomu klawiatury komputera przyspiesza auto w opcjach miesięcznych, rocznych lub dożywotnio. Tesla od lat oferuje jednorazowy „Acceleration Boost” w aplikacji. Póki co, z doniesień wynika, że BMW zaliczyło wpadkę z abonamentem na podgrzewane fotele, ponieważ fani bawarki szybko powiedzieli dość i wymusili odwrót pazernych menedżerów z Monachium. Abonament na zaszyte w procesorach funkcje samochodów, to perfidne wykorzystanie technologii w celu osiągania dodatkowych zysków po 2019 roku. Bezczelna chęć pomnażania profitów kosztem kierowców. Przed pandemią funkcje kupowało się jednorazowo przy nabyciu auta albo opłacało się jako przypisane oferowanym pakietom wyposażenia. Przywołana praktyka obowiązywała przez dekady. Była powszechna dla różnych wariantów silników, szczególnie w droższych markach premium. Obecnie jest stosowana we wszystkich markach i modelach. Samochód został przekształcony w smartfon, kupujesz hardware i już tylko musisz bulić za aplikacje – opcje na raty. Wspomniany wcześniej przykład BMW, które wycofało się z subskrypcji foteli, dowiodło, że istnieją granice pazerności po przekroczeniu, których rozpętuje się burza medialna. W konsekwencji akcjonariusze odczuwają to szybciej na wartości swoich inwestycji niż kierowcy. Oczywiście zbójowanie, sankcjonują przepisy UE, które od producentów wymagają systemowego, bezpiecznego zarządzania aktualizacjami oprogramowania i ewentualnymi funkcjami na żądanie. Warto, zatem mieć świadomość, że współczesne autko na zakupy, wakacje, dojazdy do pracy i dowózkę dzieci do szkoły, to urządzenie sieciowe. Dane z samochodu to cenny towar, a dostęp do funkcji pokładowych to usługa Premium. Nie wykupujesz subskrypcji, to jesteś odcięty cyfrowo. Fotel nie masuje, kierownica nie grzeje, a w trakcie przyspieszenia czujesz, jak przebiegają u Ciebie procesy starzenia. Pamiętajcie, zatem, że cierpliwość w stosunku do otoczenia posunięta zbyt daleko staje się zwykłym tchórzostwem i coraz bardziej ośmiela drugą stronę umacniając w przekonaniu o bezkarności.

04wrzesień