Kiedyś, ktoś …

Kiedyś, ktoś powiedział, że: „…prosty lud, to kupi”, nie bądźmy, zatem prostym ludem i nie kupujmy tego. Od pewnego czasu boję się czytać wiadomości ze świata i to nie z powodu globalnej zarazy, która zdziesiątkowała naszą populację i w dalszym ciągu jest niebezpieczna. Źródłem obaw są także kolejne decyzje podejmowane przez centralny rząd Europy. Nie ukrywam, że jestem entuzjastą napędów elektrycznych w motoryzacji, ale niepokoi mnie sposób w jaki politycy europejscy chcą do pojazdów elektrycznych przekonać – nieprzekonanych. Utopia wylewająca się z Brukseli na Stary Kontynent osiąga kolejne poziomy absurdu i hipokryzji. Pod pretekstem troski o Matkę Ziemię, mamy szybko wyzbywać się samochodów spalinowych i kupować elektryczne. Nie ważne, czy w naszej szerokości geograficznej, kogoś stać na wymianę, czy nie. Mamy wszyscy jeździć autami na baterie i nie ma dyskusji. Przypomina to, dobrowolne szczepienie – ale jak się nie zaszczepisz to … i tu cała lista restrykcji, które dotkną osobę niezaszczepioną. Podobnie wyglądają „zachęty” do nabycia elektryka. Nie musisz kupować, ale jak nie kupisz, to: nie wiedziesz do centrum, będziesz musiał zapłacić wyższe podatki, w tym dodatkowy od złej emisji, a poza tym, po 2025 roku i tak wydamy zakaz produkcji samochodów spalinowych, a do końca 2030 nie będzie można jeździć samochodami na paliwo ropopochodne. Póki co, zapowiedziom, towarzyszą także zachęty w postaci dopłat do zakupu EV, możliwość bezkarnej jazdy buspasami, czy zwolnienie z opłat za parkowanie w płatnych strefach. Dodatkowym argumentem przemawiającym za przesiadką do elektryka są powstające na całym świecie tzw. strefy czystego transportu, do których wjazd jest możliwy tylko pojazdami zero emisyjnymi. Póki co, nikt nie mówi głośno o kosztach społecznych, dyktatorsko wprowadzanej zmiany w sposobach przemieszczania się z wykorzystaniem auta. Pierwszymi ofiarami źle pojętych przemian i siłowego ich wdrażania są nabywcy samochodów, którzy za auta płacą coraz więcej, a będą musieli jeszcze więcej. Klienci stoją w tym samym szeregu, co pracownicy sektora żyjącego z motoryzacji – producenci części, podzespołów, akcesoriów. Przyjęta przez europejskich urzędników, metodologia realizacji elektryfikacji motoryzacji, systematycznie i konsekwentnie zabija przemysł motoryzacyjny. Szacuje się, że w ciągu najbliższych lat pracę straci kilka milionów Europejczyków, głównie w Niemczech, Francji i Włoszech. W efekcie po 2035 roku można się spodziewać, że samochód podobnie, jak na początku XIX wieku będzie stanowił synonim uprzywilejowania społecznego i zasobności portfela, a właścicielami aut będą zamożni tego świata.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...