Elektryki są fajne, a co z ładowaniem ?

Pojazd elektryczny np. samochód, plus własny dom z garażem, to w polskiej rzeczywistości elektromobilnej mariaż idealny. Synonim, swobody, niezależności, wolności, a przede wszystkim oszczędności. Właściciel – elektryka nie musi ładować z sieci, ale może w pełni korzystać ze źródeł odnawialnych. Energii słonecznej, wiatrowej, a jak mieszka w pobliżu rwącego potoku, auto napędzane prądem może ładować z przydomowej elektrowni wodnej.

Sytuacja znacznie się komplikuje w przypadku mieszkania w bloku, a nabiera cech tragedii antycznej w budownictwie sprzed 10 lat. Odpadają wszystkie źródła odnawialne, a nawet zwykłe gniazdko w garażu, ponieważ o ten bardzo trudno. W halach do parkowania pod mieszkaniami też dramat, ponieważ energia elektryczna zasila jedynie oświetlenie. Nie ma mowy o gniazdku, do którego można podłączyć chociażby  prostownik, o stacji do ładowania nie wspominając.

W powyższej rzeczywistości, eksploatator elektryka jest skazany na ładowarki miejskie. Tych jednak w wielu miastach jest, jak na lekarstwo, ponieważ lokalni decydenci, powodowani niechęcią polityczną do elektryfikacji polskiej motoryzacji, nie pozwalają na budowanie infrastruktury. Straszą niedostępnością aut oraz piętnują pochodzenie prądu, a jednocześnie nie robią nic, w obszarach budowania i promowania źródeł energii odnawialnej. Natomiast ta, w powiązaniu z pojazdami elektrycznymi, to bezwzględna przyszłość, potwierdzana przez największych tego świata, jak np. VOLVO, czy VW.

W efekcie nad Wisłą pozostaje jedynie możliwość korzystania ze stacji w centrach handlowych. Ładowarek u dealerów i tych stawianych spontanicznie przez różne firmy z branży bądź operatorów energetycznych. Jednak to, w dużych, rozwiniętych miastach coraz częściej stanowi problem, ponieważ aut elektrycznych przybywa, chociażby oferowanych do wypożyczenia na minuty.

Mając na uwadze zanieczyszczenie środowiska naturalnego. Zaostrzanie przez polityków Parlamentu Europejskiego norm czystości spalin, elektryki w naturalny sposób będą wypierały z rynku samochody z napędem tradycyjnym, a w szczególności diesle. Wraz z rosnąca ich liczbą, jednocześnie będą narastały kłopoty z miejscami do uzupełnia prądu w bateriach.

Już dzisiaj, to partyzantka i konieczność wożenia w bagażniku hulajnogi albo roweru, wykorzystywanych w pokonywaniu drogi od stacji ładowania do domu. Spacerów w powitym smogiem mieście bądź korzystanie z napędzanej ON komunikacji, stojącej w korkach, walnie przyczyniającej się do złej emisji.

Warto, zatem oprócz prądu włączyć myślenie. Zacząć współpracować. Przyjąć na swoje barki odpowiedzialność za planetę i przyszłe pokolenia. Przestać niszczyć naturalne środowisko, w którym żyjemy. Zakończyć jego degradację, kierując się tylko własnym interesem, czy rządzą odwetu na przeciwnikach politycznych. Co takie działanie ma wspólnego z pojmowaniem polityki przez Arystotelesa, czyli pracy na rzecz wspólnego dobra, a nie przeciwko niemu i ludziom.

Coś jest w powiedzeniu, że polityka to sztuka zamieniania jednych błędów na inne, szkoda jednocześnie, że mądrość przychodzi najczęściej wówczas, gdy jest już na nią za późno.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...