Electric Vehicle z drugiej ręki

Auta na baterie dostępne są na rynku motoryzacyjnym od 2008 roku. Zainteresowanie kierowców napędem elektrycznym nasiliło się na przełomie 2012/2013. Wówczas w salonach pojawiły się pierwsze, zaprojektowane od podstaw EV. Cena w porównaniu do tradycyjnego spalinowca nie należała do atrakcyjnych i nie należy do dzisiaj. W dalszym ciągu za elektryka trzeba zapłacić około 30% więcej niż za ten sam model zasilany benzyną. Jednak upływ czasu od premier kolejnych marek i modeli, spowodował, że powoli zaczął się kształtować rynek pojazdów używanych – zasilanych z akumulatorów. Póki co, to niecałe 3% wszystkich używek dostępnych na rynku niemieckim i niespełna 1% na polskim. Handlowcy przyznają, że samochodami na prąd, zainteresowani są nieco zamożniejsi klienci. Większość stanowią ludzie młodzi, nie brakuje też starszych. Najczęściej są uświadomieni ekologicznie, zafascynowani nowoczesnymi technologiami. Segregują śmieci, korzystają ze źródeł energii odnawialnej, wykorzystują deszczówkę, a domem zarządzają z poziomu smartfona. Zdarzają się tacy, którzy kupują elektryka spontanicznie. Nie towarzyszy im przy tym, żadna ideologia. Wszystkich jednak łączy zainteresowanie ceną, a ta w przypadku EV często jest jeszcze barierą. Na dofinansowanie do zakupu z rządowego programu pn.: „Mój Elektryk”, kwalifikują się samochody nowe, których cena nie przekracza 225 000 – dotacja wynosi 18 750. Dla posiadaczy Karty Dużej Rodziny 27 000 złotych. Używane EV w 100% wartości finansuje klient. Zanim jednak podejmie ostateczną decyzję do roztrzygnięcia ma dylemat, czy za tę samą markę i model z 2017 roku zapłacić około 17 800 euro w przypadku napędu elektrycznego, czy 14 000 euro wybierając napęd tradycyjny. Odpowiednio to: 85 440 PLN lub 67 200 PLN. Dodatkowo wybór utrudnia fakt, że zdecydowana większość elektryków, to auta typowo miejskie. Ich domeną nie są długie podróże z całą rodziną i bagażem na pokładzie. Z kolei te dające większy komfort jazdy, kosztują znacznie powyżej 225 000 złotych. Pomimo to, rynek z drugiej ręki staje się coraz częściej alternatywą dla zainteresowanych kupnem EV. Cenowo jest bardziej przystępny, aniżeli zakup w salonie. Auto na baterie, najczęściej stanowi drugi pojazd w rodzinie. Służy do pokonywania trasy z domu za miastem do centrum. Ładowany z fotowoltaiki, a w centrum korzystający z ustawowego przywileju jazdy buspasami i parkowania za darmo w płatnych strefach. Przy wielu korzyściach płynących z codziennej eksploatacji elektryka jest pewien mankament – w przypadku używki to pojemność baterii. Czym większy przebieg, tym stan akumulatorów może być groszy. Na żywotność ogniw litowo-jonowych w EV ma wpływ częstość ładowania, a także moc. Duża częstość ładowania z tzw. szybkich ładowarek istotnie wpływa na redukcję pojemności zestawu akumulatorów i samochód na jednym ładowaniu może nie przejechać nawet 100 kilometrów. Warto, zatem przy podjęciu decyzji o kupnie używanego elektryka, w profesjonalnym warsztacie sprawdzić parametry ogniw. Jeżeli prąd w bateriach był uzupełniany w przedziale od 30% do 80% pojemności z tradycyjnych ładowarek domowych, czy ogólnodostępnych, to teoretycznie bateria powinna zachować sprawność nawet w granicach od 80% do 90% stanu pierwotnego – zaznaczę, że to teoria, w praktyce może być różnie. Zestaw baterii można wymienić, ale operacja do tanich nie należy. Do popularnej, japońskiej marki, modelu Leaf, to wydatek przekraczający 20 000 złotych. Czym większy zestaw akumulatorów, tym drożej. Finansową katastrofą może się okazać wymiana akumulatorów w autach klasy premium. W przypadku znanej marki amerykańskiej, koszt ogniw może przekroczyć 100 000 złotych. Zawsze wato także rozważyć regenerację – koszt kilka tysięcy. Różnica w cenie ogromna, a efekt końcowy zbliżony do wymiany. Przywracanie do pierwotnej pojemności baterii prowadzą wyspecjalizowane serwisy, powtórzę, zatem, że przed podjęciem decyzji o zakupie, warto sprawdzić auto. Zasięgnąć opinii, czy konieczna jest wymiana, regeneracja zestawu zasilającego silnik, czy bateria nie wymaga żadnej ingerencji. Przed nami otwiera się kolejna karta w historii rozwoju motoryzacji. Zmotoryzowany świat, który znamy i doświadczamy, powoli zbliża się do przeszłości. Wielce prawdopodobne jest, że w ciągu dwóch dekad, samochody z napędem tradycyjnym będą stanowiły wartość kolekcjonerską, jak dzisiaj Fiaty 126, czy Polonezy. Rynek aut elektrycznych z drugiej ręki systematycznie rośnie i będzie rósł. Dzisiaj po drogach całego świata jeździ 10 milionów elektryków. W 2030 roku będzie 141 milionów. Powoli musimy zacząć zmieniać zakupowe przyzwyczajenia. Oswajać się z silnikami elektrycznymi, bateriami, stacjami do ładowania. Zapomnieć, o wymianie oleju, filtra, katalizatora, czy setek innych znanych nam elementów z tradycyjnego auta na sok z dinozaura.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...