Dofinansowanie do używek

Jeżeli wierzyć w zapowiedzi rządu, w trakcie przygotowywania jest program dopłat do zakupu elektrycznych samochodów używanych. Na wsparcie planuje się przeznaczyć około 1,6 mld złotych w bliżej nieokreślonym czasie. Póki, co, to dwa razy więcej niż w przypadku dotacji w ramach działania obecnego programu: „Mój elektryk”. Kwota wsparcia w nowej inicjatywie ma oscylować w granicach 30 000 złotych. Dodatkowo, wzorem rozwiązań z innych krajów członkowskich UE, jeżeli ktoś zdecyduje się na złomowanie swojego poprzedniego auta będzie mógł liczyć na dodatkowe pieniądze do zakupu pojazdu na baterie. Warto w tym miejscu dodać, że Nissan Leaf z 2016 roku kosztuje 42 990 zł, VW eGolf z 2018 roku jest do kupienia za 74 899 zł, Renault ZOE pochodzący z 2020 roku za 73 000 zł, a BMW i3 z 2019 można nabyć z drugiej ręki z przedziale od 65 000 do 86 500 złotych. Dostępne są oczywiście tańsze modele pochodzące z 2013 roku, jednak trzeba mieć na uwadze, że gwarancja na sprawność działania akumulatorów trakcyjnych, zgodnie z gwarancją producenta skończyła się 4 lata temu, a nowy zestaw baterii może być droższy niż cały samochód. Niewątpliwie cel dopłat jest szlachetny, jednak pozostaje pytanie, jakie są plany w stosunku do uszkodzonych, wyeksploatowanych baterii trakcyjnych pochodzących z używanych elektryków? Jaki jest pomysł na serwis, naprawę, odzysk surowców, recykling? Za chwilę może się okazać, że staniemy się cmentarzyskiem dla sprawnych technicznie aut na prąd ze zużytymi akumulatorami wysokonapięciowymi, z którymi nie będziemy mieli, co zrobić. Baterie litowo-jonowe z upływem czasu tracą pojemność, co przekłada się na coraz mniejszy zasięg samochodu elektrycznego i konieczność wielokrotnego ładowania. Czym, częściej bateria w aucie była ładowana z tzw. szybkiej ładowarki, tym degradacja ogniwa postępowała szybciej. Dzisiaj, poza siecią dealerską, nie ma w Polsce niezależnych warsztatów, które specjalizowałby się w serwisie i naprawach samochodów elektrycznych, w tym baterii. Wykształcenie specjalistów i wyposażenie są horrendalnie drogie, a tym samym nieopłacalne. Dodatkowo, producenci ogniw pomimo zapowiedzi umożliwienia naprawy baterii, zlewa zestawy żywicami, uniemożliwiając rozbiórkę i wyminę jedynie zużytych ogniw. To ogromny problem, ponieważ akumulatory trakcyjnie, to w dalszym ciągu ponad 40 procent ceny całego samochodu. Z sondażu przeprowadzonego wśród kierowców blisko 60 procent zainteresowanych nabyciem auta z drugiej ręki wskazuje, że graniczną kwotą zakupu jest 50 000 złotych. Jedynie niecałe 7 procent jest w stanie wysupłać na zrealizowanie motoryzacyjnego marzenia do 100 000 złotych. Póki co, z realiów rynku wtórnego samochodów elektrycznych wynika, że w podanej kwocie można kupić miejskiego elektryka wraz z wymianą detali umożliwiających codzienną, bezproblemową eksploatację. W końcu znawcy podkreślają, że na końcową cenę samochodu używanego składa się kwota zakupu i koniecznych do przeprowadzenia napraw.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...