Co z tym paliwem?

Jednym z wymiarów europejskiej transformacji motoryzacji są zintensyfikowane prace nad zastosowaniem wodoru w charakterze paliwa samochodowego. Nie wdając się w szczegóły, finalnym efektem ma być zredukowanie ceny wodoru do poziomu akceptowalnego dla kierowców, a tym samym powszechnego stosowania do napędów elektrycznych. Pod koniec minionego roku, kilogram wodoru na publicznych stacjach do tankowania w Stanach Zjednoczonych kosztował około 25$, czyli po kursie z końca marca br. 107,25 złotych. Zbiornik Toyoty Mirai mieści około 5,6 kilograma wodoru, zatem zatankowanie pod „korek” było wydatkiem na poziomie 600,60 złotych. Ilość paliwa w zależności od stylu jazdy powinna wystarczyć na pokonanie 600 kilometrów, ponieważ auto potrzebuje 0,8 kg na 100 kilometrów, ale może także zużyć kilogram wodoru na 100 kilometrów. Z kolei w Berlinie kilogram wodoru kosztował w granicach 12,85 euro, zatem około 60 złotych. Zbiornik mieszczący 5,6 kilograma uszczuplał portfel o 336,05 złotych. Poza ceną kłopotliwa jest także nienajlepsza sława paliwa. Do dzisiaj wyobraźnię porusza katastrofa z 6 maja 1937 roku zobrazowana w filmie z 1975 roku o tragedii sterowca Hindenburg, który doszczętnie spłonął na wskutek eksplozji 16 zbiorników z wodorem. Do tragedii doszło po trwającej 70 godzin podróży z Niemiec do Stanów, podczas cumowania na lotnisku w New Jersy. Zginęło wówczas 13 pasażerów, 22 członków załogi oraz szef obsługi naziemnej. Trudno zatem odmówić wodorowym sceptykom zasadności pytań o bezpieczeństwo, szczególnie podczas kolizji drogowej. Obawy rodzi świadomość zagrożenia w sytuacji nieplanowanego i niekontrolowanego uwolnienia gazu. Skutki można zminimalizować, ale wymaga to odpowiednich konstrukcji do przechowywania i eksploatacji paliwa, co niesie za sobą bardzo konkretne koszty. Mimo wszystko, naukowcy zapewniają, że nie ma podstaw do obaw, ponieważ wodór jest równie niebezpieczny, jak obecnie stosowane paliwa np. benzyna, czy gaz ziemny. Ponadto wodór zawiera, pewne właściwości, odróżniające go od innych paliw, które korzystnie wpływają na bezpieczeństwo. Mimo wszystko z wodorem, jak ze wszystkimi paliwami palnymi – trzeba obchodzić się ostrożnie i odpowiedzialnie. Tak samo, jak benzyna i gaz – wodór jest łatwopalny i niebezpieczny w określonych warunkach. Niewątpliwą zaletą „zielonego wodoru” jest możliwość produkowania z wykorzystaniem energii pochodzącej z OZE. Kolejnym walorem jest bardzo szerokie zastosowanie w transporcie. Wodór może być stosowany, jako paliwo w podobnych do tradycyjnych, ale wodorowych silnikach spalinowych lub w ogniwach paliwowych. W wyniku reakcji elektrochemicznego łączenia wodoru z tlenem wytwarzana jest energia elektryczna wysokiego napięcia, a zasięgi samochodów elektrycznych zasilanych wodorem są zbliżone do spalinowych i przewyższają akumulatorowe. Mankamentem „wodorowa” jest cena, która jest wyższa od „spalinowca”, ale nie odbiega od elektryka, a przewyższa pojazd na baterie pod licznymi względami – przede wszystkim auto jest o kilkaset kilogramów lżejsze, a tankowanie zajmuje tyle samo czasu, co napełnienie zbiornika benzyną. Ładowanie, nie wymaga zamawiania obiadu z deserem i siesty. Wodorem były napędzane autobusy podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio. W Polsce trwają próby wykorzystania paliwa do poruszania autobusów komunikacji publicznej, a bydgoska PESA pokazała elektrowóz wprowadzony w ruch przez hydrogenium. Jeżeli wierzyć prognozom, to do końca 2030 roku po polskich ulicach ma jeździć od 70 do 140 tysięcy samochodów poruszanych wodorem. Obecne auta tankowane są z „ujęć” prywatnych albo w Berlinie, ponieważ do tej pory nie dorobiliśmy się ogólnodostępnej stacji publicznej do tankowania. Jednym z kluczowych, a zarazem kosztownych problemów do rozwiązania jest zapewnienie bezwzględnego bezpieczeństwa na styku wodór, a tankujący kierowca. Poziom ochrony musi być zdecydowanie wyższy aniżeli w do tej pory stosowanych paliwach – w Niemczech, jakoś to się udało, ale warto zwrócić uwagę, że cena za kilogram, to blisko 13 euro, czyli 60,71 złotych, a zbiornik mieści 5,6 kilograma.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...