Co irytuje w autach na baterie?

Dzisiaj nawet osoby, które nie interesują się motoryzacją, wiedzą, że posłowie Parlamentu Europejskiego dosłownie zmuszą nas do kupowania samochodów z napędem elektrycznym. Kolejne, głosowane w unijnym sejmie, normy ograniczające emisję CO2 są coraz bardziej restrykcyjne i zmierzają do zera. W końcu chcemy, czy nie, będziemy musieli jeździć autami na prąd.

Swoją drogą, to przykład na opatrzne rozumienie demokracji, którą w tym przypadku można opisać słowami wypowiedzianymi w 1793 przez niejakiego Roux’a – listonosza z okresu Wielkiej Rewolucji Francuskiej: „Wolność jest pustym pozorem, gdy jedna klasa może bezkarnie zagłodzić drugą. Równość jest pustym pozerem, gdy bogacz dzięki swemu monopolowi ma nad bliźnimi prawo życia i śmierci.”

Demokracja, to wybór, uszanowanie woli obywateli, synonim praw i wolności. Decyzje zaś podejmowane przez europejskich polityków, świadczą o braku wiedzy, kompetencji, a przede wszystkim niebywałej hipokryzji w temacie elektryfikacji europejskiej motoryzacji.

Obecnie w samochodach elektrycznych najbardziej irytuje niewielki zasięg w porównaniu ze spalinowymi. Baterie są ciężkie i w dalszym ciągu bardzo drogie – stanowią około 30 do 40 procent wartości całego samochodu, zatem podobnie, jak w 1912 roku. Wówczas także elektryk kosztował prawie dwa razy tyle, co samochód z napędem tradycyjnym. W latach osiemdziesiątych za elektrycznego Golfa można było kupić prawie dwa GTI.

Do tego na zmniejszenie zasięgu EV istotne wpływa pogoda, szczególnie taka, jakiej doświadczyliśmy w ostatnich dniach. Temperatura sięgająca blisko minus 20 stopni Celsjusza powoduje ogromny pobór prądu pochodzącego z baterii i katalogowe osiągi na poziomie 200 kilometrów na jednym ładowaniu maleją do połowy. Niedomaga ogrzewanie i pokładowa elektronika.

Szybkie zużycie energii elektrycznej wymaga częstszego ładowania. Z kolei czym większa częstość ładowania, szczególnie prądem o dużym natężeniu, tym pojemność baterii ulega zmniejszeniu i tak po około sześciu latach, zasięg elektryka może się zmniejszyć o 20 procent.

Z kolei szanując ogniwa i ładując autko z gniazdka elektrycznego w garażu ładowanie trwa wieki, żeby przejechać 10 kilometrów samochód trzeba ładować około godziny i np. żeby przejechać katalogowe 200 kilometrów, EV musi być podłączone do sieci około 20 godzin.

Ładowanie ze źródeł komercyjnych zabiera mniej czasu, ale kosztem wcześniej wspomnianej żywotności ogniw i pieniędzy kierowcy. Naładowanie na sto kilometrów zasięgu może zająć kilkadziesiąt minut, jednak cena pokonania wspomnianego dystansu pochłonie w zależności od operatora punku ładowania od 40 do 50 złotych.

W dalszym ciągu szwankuje komunikacja pomiędzy doradcą klienta, serwisku, a potencjalnym nabywcą. Mało kto, przyznaje, że koszty naprawy EV, szczególnie baterii często przekraczają wartość nowego samochodu. Dowód na przytoczony fakt, stanowią przykłady płynące z Norwegii. Większość aut elektrycznych uszkodzona w wyniku wypadków jest kwalifikowana przez rzeczoznawców, jako szkoda całkowita. Samochody tafią do recyklingu i powtórnego wykorzystania do produkcji nowego, co nie jest ani ekologiczne, ani tanie.

Akumulatory w przeważającej części ze względu na uwarunkowania technologiczne w dalszym ciągu są produkowane z wykorzystaniem pierwiastków ziem rzadkich. Energia do zasilania stacji ładowania pochodzi ze spalania węgla.

W efekcie walka polityków europejskich z CO2 jest pozorna i odbywa się naszym kosztem. Redukcją przede wszystkim pracowników zatrudnionych w fabrykach samochodów, w tym w Polsce.

Samochody elektryczne – zdecydowanie, kategorycznie, ortodoksyjnie tak, ale nie w drodze dyktatu i bezwzględnego narzucenia, uzasadnianego kłamaną troską o środowisko naturalne i nasze zdrowie.

Cytując: „Warto być przyzwoitym” i wprowadzić niezbędny okres przejściowy dla producentów i klientów. Inżynierowie muszą pokonać kolejne bariery w projektowaniu przede wszystkim ogniw zasilających. Zmienić elektrolit w akumulatorach, wagę, koszt produkcji, zwiększyć pojemność baterii. Z drugiej strony rozbudować infrastrukturę do ładowania, w której energia będzie pochodziła ze źródeł odnawialnych. Dopracować technologię naprawy, regeneracji i wymiany ogniw zasilających auta, a przede wszystkim rozwinąć technologię budowy banków energii z akumulatorów, których nie da się już zregenerować. Odzyskiwać materiały z już wyprodukowanych samochodów. Zminimalizować ślad złej emisji od narodzin do zejścia EV.

Brukselscy politycy niech w końcu przestaną kłamać i zaczną nas szanować, nie tylko w czasie zbliżających się wyborów.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...