Do końca 2024 roku kierowcy zapłacą jednorazowy haracz za korzystanie z samochodu z napędem spalinowym, a wysokość daniny będzie uzależniona od normy Euro, którą spełnia pojazd. Jednym słowem, czym nowsze auto tym stawka niższa, a czym starsze tym wyższa. Wprowadzenie kolejnego obciążenia finansowego dla użytkowników pojazdów z napędem tradycyjnym jest pokłosiem politycznej batalii o zakaz sprzedaży nowych samochodów na paliwo płynne po 2035 roku. Oczywiste jest, że wyprodukowane do tego czasu automobile pozostaną na europejskich ulicach, zatem unijni dygnitarze już teraz chcą skutecznie zmusić tzw. zwykłych ludzi do porzucania dawnych czterech kółek i kupowania elektryków, a najlepiej chodzenia pieszo bądź jazdy rowerem. Kłopot w tym, że pojazdy na baterie są zdecydowanie droższe od tych na sok z dinozaura i tym samym w ocenie publicznej stanowią ofertę dla firm i nieco zamożniejszych klientów. W efekcie coraz częściej słychać dwugłos w tzw. rewolucji w elektryfikacji europejskiej motoryzacji i silnie przebijający się głos, że samochody elektryczne, to rewolucja, ale tylko dla bogatych. Nie mogę w tym miejscu oprzeć się pokusie przypomnienia słów Dantona, wypowiedzianych podczas trwania Wielkiej Rewolucji Francuskiej, że z upływem czasu „rewolucja pożera własne dzieci”, a współcześnie uzasadnieniem dla „pożarcia” są nie tylko cena nabycia EV, ale także podwyższone koszty ubezpieczenia, naprawy i kiepska infrastruktura do ładowania. Władze Unii podobnie, jak niegdyś przywódcy przewrotu w osiemnastowiecznej Francji, pragną za wszelką cenę wyrugować z europejskich dróg pojazdy z napędem konwencjonalnym i całkowicie zastąpić je elektrycznymi. W związku z tym, w dalszym ciągu będą nakładali na samochody mieszkańców Wspólnoty kolejne normy emisji, ograniczenia, zakazany, nakazy, podatki i inne przymusowe daniny do chwili, w której ostatni diesel nie opuści terytorium Starego Kontynentu. W tym chocholim tańcu, prawdopodobnie najbardziej poturbowani zostaną mieszkańcy znad Wisły, ponieważ w naszym kraju blisko połowa wszystkich jeżdżących samochodów ma prawie albo ponad 20 lat. Już w przyszłym roku właściciele wszystkich pojazdów, uiszczą wspomnianą na początku jednorazową opłatę, której wysokość będzie zależała od poziomu emisji spalin. Jednak dwa lata później, czyli od 2026 roku trzeba będzie płacić, co rok i oczywiście coraz więcej. Składowymi stawki będą rok produkcji, norma emisji spalin, stopień emisji dwutlenku węgla oraz stopień emisji tlenków azotu. Podatek nie obejmie jedynie pojazdów wojskowych i zabytkowych. Trzeba dodać, ponieważ to ważne, że brukselska operacja finansowa, obejmująca europejskiego suwerena w żaden sposób nie zakłóci lotów samolotów na pokładzie, których będą zasiadali politycy Parlamentu Unii Europejskiej.
10październik