Nie ma już najmniejszych złudzeń, co do tego, że kiedykolwiek samochody elektryczne cenowo zrównają się ze spalinowymi. Nigdy tak nie było i nie będzie. Przytoczony fakt potwierdza sprawozdanie Exact Systems „MotoBarometr 2023″. Ponad 50 procent branżystów stanowczo przyznało, że nie ma możliwości zbliżenia się do siebie cen. Mało tego auta elektryczne pomimo licznych zapewnień nie będą tańsze, a jedynie droższe. Tanieć może będą, ale w Chinach, w których obecnie za pojazd na prąd płaci się o połowę mniej niż na Starym Kontynencie. Dodatkowo z opracowania wynika, że elektryfikacja europejskiej motoryzacji przebiega skrajnie nieproporcjonalnie. Najdynamiczniej rozwija się w Skandynawii, w której prym wiedzie Norwegia. W tym surowym klimacie na 10 rejestrowanych, nowych samochodów, 8 jest z napędem w pełni elektrycznym. Z elektryfikacją stosunkowo dobrze sobie radzą Niemcy i Francja. W przypadku obu krajów udział w sprzedaży elektryków w rynku waha się na poziomie 15 procent. Na przeciwległym biegunie znajdują się Rumienia, Węgry i Polska. Przedstawiciele koncernów samochodowych prognozują, że stara część Europy zelektryfikuje się do końca 2030 roku. Proces potrwa dłużej w Turcji, Czechach i Polsce. W wymienionych przesiadanie się kierowców do elektryków na większą skalę może nastąpić około 2035 roku. Dzisiaj w Polsce w pierwszym półroczu udział EV w ogólnej sprzedaży samochodów przekroczył nieco 3 procent. Głównymi klientami są firmy, doceniające znaczenie wizerunku w przestrzeni publicznej, a także zajmujące się współdzieleniem pojazdów. Indywidualni nabywcy należą raczej do rzadkości i uwagę skupiają na elektrykach z drugiej ręki. Kluczowym uzasadnieniem dla wyborów jest mediana z czerwca, która dla pojazdów napędzanych sokiem z dinozaura przekroczyła 176 000 złotych, a dla samochodów na baterie 270 000 złotych. W przypadku tego samego modelu 100 000 robi różnicę, nie pisząc o zasięgu, a także dysproporcji w czasie pomiędzy tankowaniem, a ładowaniem. Europejską elektryfikację motoryzacji mogą przyspieszyć przywołani wcześniej wytwórcy z Azji. Koncern o nazwie BYD wraz z końcem roku wjedzie do Unii z modelem Seal za 110 000 złotych i miejskim Seagull, którego cena zacznie się od 50 000 złotych, co ważne w testach zderzeniowych chińskie produkty wypadają coraz lepiej podobnie, jak zastosowane rozwiązania techniczne i kultura spasowania, dzisiaj przewyższająca auta bateryjne ze Stanów. Jednak optymizmem nie napawają przewidywania, co do przyszłości rynku rodzimego. Eksperci przewidują, że w Polsce po 2035 roku, czyli po wejściu w życie unijnej dyrektywy o zakazie sprzedaży nowych aut z napędem innym niż elektryczny nad Wisłą znacznie wzrośnie sprzedaż używanych pojazdów spalinowych. Wzrost w porównaniu do obecnej sytuacji może osiągnąć nawet 60 procent. Jednocześnie, zdecydowanie spadnie sprzedaż samochodów salonowych. Szacunki zakładają zmniejszenie zainteresowania klientów w granicach 50 procent. Do tego Rodacy zaczną rezygnować z posiadania samochodu na własność. Przesiądą się na jednoślady i do komunikacji publicznej. Tych, których będzie stać będą korzystali z pojazdów wypożyczanych na minuty. Warto jeszcze dodać, że znawcy w czarnych barwach widzą przyszłość marek narodowych.

02listopad
Bańka pękła

Rzecznik Elektromobilności Autor
Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...