Koncerny samochodowe wycofują się z inwestowania w sporty motorowe, wprawiane w ruch benzyną. Jednym z wielu powodów jest wprowadzanie, kolejnych restrykcyjnych norm emisji przez rząd w Brukseli. W efekcie producenci aut coraz częściej rezygnują z poligonu doświadczalnego, na którym do tej pory wykuwały się wszystkie rozwiązania z zakresu bezpieczeństwa, budowy zawieszenia, silników, skrzyń biegów oraz niezliczonych pozostałych napędzających postęp w świecie motoryzacji. Przetestowane w ekstremalnych warunkach wynalazki z czasem trafiały do pojazdów „cywilnych”. Stawały się powszechnie dostępne za coraz mniejsze pieniądze. Jednym słowem, wszystko, czego do tej pory doświadczaliśmy w zakresie rozwoju indywidualnej mobilności zaczyna się radykalnie zmieniać. W wyniku politycznych przemian, Stary Kontynent dla producentów samochodów spalinowych staje się trudny i niebezpieczny, a wręcz zabójczy. W niedługiej perspektywie miliony ludzi powiązanych z przemysłem motoryzacyjnym mogą stracić pracę. Transferowanie nienaturalnie zaoszczędzonych pieniędzy z „mordowania” samochodów w napędem tradycyjnym na elektryczne staje się hipokryzją i utopią. Wytworem chorych umysłów i skrajnym brakiem odpowiedzialności politycznej w stosunku do Europejczyków. Jedynie czego dowodzi, to pozbawiania nas wpływu, na to, co nas dotyczy. Zgodnie z zapowiedziami wygłaszanymi w 2015 roku, proces przesiadania się z aut spalinowych do elektrycznych miał przebiegać na drodze ewolucji, a nie rewolucji! Koncerny samochodowe miały mieć czas na rozwijanie technologii w autach elektrycznych z jednoczesnym – uzasadnionym ekonomicznie, wycofywaniem się z napędów spalinowych. Dzisiaj rynek coraz bardziej się radykalizuje. Jak szacują znawcy, sprzedaż samochodów w 2030 roku może spaść nawet o 90%, co wymusi na producentach utworzenie jednego europejskiego koncernu, który będzie montował elektryki na jednej i tej samej platformie, zmieniając jedynie loga i detale. Fabryka będzie konkurowała z gigantami z Państwa Środka i być może z firmą ekscentrycznego miliardera ze Stanów. Europejski suweren, czy będzie chciał, czy nie, będzie musiał kupować, nowe auta na baterie, ponieważ innych nie będzie. Spalinowe będą dostępne tylko na rynku wtórnym, jednak podatek za korzystanie ze wspomnianych będzie tak wysoki, że niewielu będzie stać na bolid napędzany sokiem z dinozaura. Zastanawia mnie tylko, kto na Starym Kontynencie wyprodukuje i z czego, tyle prądu, żeby to wszystko ładować, nie wspominając już o przesyle elektryczności sieciami elektroenergetycznymi.

12maj