Czas upływa, a sensownych wniosków z obserwacji rynku brak. Dzisiaj średnia cena salonowego auta z napędem tradycyjnym zbliżyła się do 190 000 złotych, a elektrycznego oscyluje w przedziale od 250 do 260 000 złotych. Podane kwoty odnoszą się do średniego wyposażenia samochodów większych niż miejskie. Mimo to, w nadchodzącym roku będzie jeszcze drożej, ponieważ wejdzie w życie kolejna, restrykcyjna norma dotycząca emisji CO2 na każdy przejechany przez samochód kilometr. Podwyżka cen aut nowych zaskutkuje skokiem kwot za auta z drugiej ręki. Zgodnie z szacunkami analityków samochody rodzinne na rynku wtórnym podrożeją o ponad 20 000 złotych. Warto dodać, że zaplanowana na 2025 rok regulacja CAFE, to jeszcze niedocelowa norma emisji spalin w UE. Mimo to, koncerny samochodowe już się przygotowały do zrekompensowania wzrostu kosztów produkcji o 4 000, a nawet 5 000 euro za sztukę. W pierwszej kolejności podrożeją horrendalnie drogie SUVy. W kilkuset tysiącach złotych za egzemplarz łatwiej rozproszyć dodatkowe 21 500 złotych. Gorzej będzie w przypadku samochodów miejskich, kolejne 20 tysięcy do ceny zacznie robić ogromną różnicę. W związku z tym, eksperci uważają, że „małe” auta z rynku znikną w ogóle. Ci, których będzie stać, po zakorkowanych aglomeracjach miejskich, w których walczy się ze szkodliwą emisją CO2 będą jeździli SUV-ami. Nie ważne, że ze względu na wielkość „miejskie potwory” będą dostarczały jeszcze więcej złej emisji i zajmowały więcej miejsca w przestrzeni publicznej – w końcu, czego się nie robi się dla ochrony środowiska i mieszkających we wspominanym ludzi. Producenci „podkręcają” ceny, ponieważ, będą musieli instytucjom unijnym płacić kary za przekroczenie limitów czystości spalin, które w 2025 roku zredukują emisję ze 118 g na kilometr do 94 g. Obecne rozwiązania techniczne stosowane w napędach spalinowych niekoniecznie sprostają nowemu wymogowi, zatem posypią się kary, które zapłacą nabywcy samochodów salonowych. Oczywiście w nowych modelach można już dzisiaj doinstalować różne elementy, które zapewnią utrzymanie auta w 94 gramach CO2 na kilometr, jednak cena „inwestycji” pociągnęłaby za sobą wzrost kwoty nabycia do poziomu nieakceptowanego dla klienta. W związku z tym, od przyszłego roku, zanim zaczniemy podróżowanie nowym samochodem po europejskich ulicach zapłacimy karę. W temacie trudno nie pominąć także faktu, że wraz z szaleństwem emisyjnym, a w konsekwencji cenowym, rosną także koszty utrzymania i serwisowania pojazdów. Zgodnie z informacją podaną przez platformą Automarket w 2022 r. koszty serwisu i napraw zwiększyły się o nawet 38 procent. W efekcie kierowcy przywołane ograniczają do minimum i coraz częściej w warsztatach można usłyszeć słowa: „… panie byle jeździło.” Do sumy wydatków w pierwszym kwartale 2024 roku należy także doliczyć 17,3 procent wyższą składkę ubezpieczenia obowiązkowego OC.
13maj
Żadnych wniosków
Rzecznik Elektromobilności Autor
Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...