30 milionów

Tyle aut elektrycznych ma jeździć po europejskich drogach do końca 2030 roku. Plany unijnego parlamentu walki ze złą emisją mają także objąć transport drogowy, kolejowy, wodny i powietrzny. W ciągu trzydziestu lat Stary Kontynent ma osiągnąć neutralność klimatyczną.

Realizację politycznych założeń ma umożliwić m.in. podwojenie do 2030 roku liczby połączeń szybką koleją, a do 2035 roku zero emisyjne statki i samoloty. Jednym słowem wyeliminowanie całego ruchu opartego na paliwach tradycyjnych. Zapowiedzi są bardzo ambitne, pozostaje tylko odpowiedzieć na pytanie, czy na to wszystko wystarczy energii i to dosłownie, jak i w przenośni.

Zacznę od samochodów, żeby po europejskich ulicach do końca 2030 roku jeździło 30 milionów EV, to od chwili, w której piszę poniższy tekst, sprzedaż samochodów elektrycznych w porównaniu z obecną musiałaby wzrosnąć blisko o 300 razy.

Póki co, to Europę do planowanego stanu mają przybliżyć kolejne restrykcyjne normy złej emisji, zakaz kupowania samochodów z napędem tradycyjnym, a w ofercie m.in. Volvo tylko samochody elektryczne. Do tego w 2030 roku, co trzeci samochód ma być dostępny w carsharingu, a kupowanie pozbawione sensu – po prostu ma być nie opłacalne.

W transporcie wodnym założenia parlamentu do wdrożenia są najprostsze. Historia techniki zatoczy koło i na wody powrócą żaglowce. Ważne jest, że zmiana nie wiąże się z konicznością budowania stacji do ładowania baterii w jednostkach pływających.

Jednak w dalszym ciągu do wybudowania pozostaną 3 miliony stacji do ładowania dla pojazdów elektrycznych. Wykonanie do nich przyłączy energetycznych i zapewnienie mocy, żeby w domach podczas ładowania elektryków nie przygasało światło. Do tradycyjnych stacji należy jeszcze dobudować około 1 000 umożliwiających zatankowanie wodoru, ponieważ technologia ogniw wodorowych rozwija się coraz szybciej. Baterie są kilka razy lżejsze od litowo-jonowych i ładowanie zabiera tyle samo czasu, co obecnie tankowanie tradycyjnego paliwa.

Póki, co na Starym Kontynencie 1,5 miliona zelektryfikowanych aut można naładować na 200 000 stacji, a napełnić wodorem na 152. W ramach ciekawostki dodam, że najbliższa od granic Polski znajduje się w Berlinie.

Na temat samolotów na baterie trudno napisać, szczególnie transportowych, czy pasażerskich. Zasięgach maszyn latających na jednym ładowaniu, czy stacjach do ich ładowania. Biorąc pod uwagę siłę ciągu potrzebnego do poniesienia np.737 z pasażerami i bagażami na pokładzie i uzyskania pułapu przelotu, nie sądzę, że szybko będę miał o czym napisać.

Polityczne zamiary może i szlachetne są całkowicie oderwane od rzeczywistości. Wprowadzanie kolejnych restrykcji, które mają wymusić ograniczenie złej emisji już powoduje ogromne zawirowania na rynku motoryzacyjnym. Budzi realną groźbę utraty pracy przez miliony ludzi związanych z branżą, którym do życia nie wystarczy tylko czystsze powietrze. Być może, że znajdą zatrudnienie przy kopaniu rowów i układaniu kabli do stacji ładowania, ale kto będzie ładował EV, jeżeli nie będzie za co je kupić, czy wynająć.

Obecnie roczna sprzedaż aut osobowych w Europie wynosi około 12 milionów, udział w rynku zelektryfikowanych waha się na poziomie 10%. W takim tempie osiągnięcie nasycenia na poziomie 30 milionów elektryków do końca 2030 roku jest niemożliwe. Dodatkowo jaskrawą niekonsekwencją jest zabieganie o wzrost sprzedaży i nawoływanie do współdzielenia.

Plan elektryfikacji motoryzacji wyklucza także oczekiwanie jednoczesnego wzrostu sprzedaży samochodów elektrycznych ze wzrostem liczby szybkich połączeń kolejowych. Mając do dyspozycji szybką kolej międzymiastową, szczególnie na dłuższych trasach, wielu potencjalnych klientów zrezygnuje z zakupu auta na prąd.

W dalszym ciągu od nabycia auta elektrycznego skutecznie odstręcza jego cena, nawet w Niemczech, w których dopłata do zakupu oscyluje w granicach 10 000 euro. Przypomnę, że w Polsce to około 18 000 złotych, a średnia cena EV przekracza 130 000 złotych. Bez zakrojonych na większą skalę benefitów trudno oczekiwać od rynku przyspieszenia, jak w elektryku. Pełnej mocy o zera natychmiast po wciśnięciu pedału gazu.

Samochody elektryczne w porównaniu do tych z napędem tradycyjnym są za drogie. Auta na baterie nie tanieją, tylko drożeją samochody z silnikami spalinowymi. Podobnie w przypadku zasięgów. Ilość kilometrów na jednym ładowaniu pozostaje na poziomie około 500 kilometrów. Jeszcze kilka lat temu była to połowa dystansu, który mogło pokonać auto na paliwo ciekłe. Obecnie represyjne normy emisji wprowadzone przez parlament europejski wymusiły na producentach montowanie w tradycyjnych samochodach pomniejszonych zbiorników paliwa i tym samym zasięgi elektryków i spalinowców dzisiaj są na podobnym poziomie.

Politycy mogą zaplanować wszystko, poza zdrowym rozsądkiem i szacunkiem dla ludzi. Jak mawia klasyk wszystko zweryfikuje niewidzialna ręka rynku, a my drodzy klienci za wszystko zapłacimy również za wynagrodzenie polityków, którzy urządzają nam życie.

Rzecznik Elektromobilności Autor

Na co dzień jestem rzecznikiem, zatem podejmując decyzję o pisaniu Bloga postanowiłem pozostać w roli. Więcej o mnie...