Site icon Rzecznik Elektromobilności

Letni czy zimowy?

Unikam polityki, ponieważ wywołuje u mnie frustrację spowodowaną świadomością, jak codziennie wpływa na moje życie. Doświadczam jej działania w sklepie, na stacji benzynowej, kinie, teatrze, koncercie, kupując w necie opony zimowe. W ostatnim czasie śledzę przepychanki związane z forsowaniem przez Brukselę nowej normy czystości spalin Euro 7, opisanej w poprzednim tekście. Nie będę wracał do publikacji tylko tytułem nawiązania przytoczę konkluzję, że zdaniem ekspertów pomysł jest nieuzasadniony ekonomicznie i ekologicznie oraz nierealny do zrealizowania, a przede wszystkim szkodliwy dla milionów Europejczyków. Norma, to jedynie kolejny przykład oderwania od rzeczywistości polityków. Przejaw lekkomyślności i barbarzyństwa ekonomicznego dotykającego mieszkańców Unii. Akademicki przykład na zaprzeczenie słownikowego znaczenia wyrazu polityka, czyli działania na rzecz dobra wspólnego – państwa i zjednoczonej europy. W 2007 roku polityka, a dokładnie rzecz ujmując dyrektywy, określiły kierunki zrównoważonego rozwoju europejskiej motoryzacji. Stopniowego, opartego na ewolucji, odchodzenia od napędów spalinowych na rzecz w pełni elektrycznych. Dynamika zmian miała wynikać z postępu prac nad napędami oraz zestawami akumulatorów. Konkretnie dużą pojemnością baterii, mniejszą wagą i zminimalizowaniem ceny ogniwa. Pomimo zapowiedzi koszty nie spadły do dzisiaj, a wręcz przeciwnie jest drożej i samochody elektryczne coraz szybciej odjeżdżają od zainteresowanych kupnem. Jedyna elektryczna ewolucja jakiej doświadczamy, to restrykcje, zakazy, nakazy, jak np. zakaz budowy i sprzedaży aut spalinowych po 2035 roku. Dzięki nonszalancji polityków, dzisiaj Europejczycy drżą na myśl o przyszłości. Znakomita większość obawia się 2023 roku. Martwi się o ceny energii elektrycznej, gazu, węgla, ponieważ te bezpośrednio przekładają się na ceny żywności, artykuły pierwszej potrzeby. Mieszkańcy Starego Kontynentu coraz boleśniej odczuwają koszty nieudolnej polityki, która uzależniła Europę od tanich, sowieckich surowców. Politycznych pseudo kompetencji doświadczyliśmy także w minioną niedzielę. Pomimo szeroko nagłośnionych wiosną 2019 roku zapowiedzi, że do jesieni 2022 roku zostaną przygotowane i uchwalone wszystkie przepisy i dyrektywy na bazie, których przestaniemy zmieniać czas, kolejny raz trzeba było przestawić zegary narażając się na zwiększone ryzyko zawałów serca, depresji, zmęczenia, rozbicia wewnętrznego, niewyspania, rozdrażnienia. Komentarz decydentów głosił, że w Europie wiele państw nie jest zainteresowanych zmianą, bo bez przestawiania czasu długo jest jasno. W związku z tym, kraje członkowskie same mogą sobie ustalić, jaki chcą czas. W przywołanym kontekście niepokoi deprecjacja unijnych zasad. Znaczenia nabiera zawoalowana myśl przywódcy Francuzów o końcu Europy dobrobytu i solidarności, a ekonomicznym dowodem kryzysu nie tylko ideologicznego może być słabnący kurs euro w stosunku do dolara, a także franka szwajcarskiego ale to już temat dla finansistów.

Exit mobile version