Niewątpliwie rozwój elektromobilności w Polsce możemy wykorzystać na wiele sposobów. Trudno będzie w ciągu kilku lat stać się liderem w produkcji samochodów elektrycznych, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zostać liderem w produkcji całego osprzętu, podzespołów, czy zespołów do „elektryków”.
W autach na prąd trzeba zainstalować baterie, kilometry wiązek przewodów, układów elektronicznych, oprogramowania, o stacjach do ładowania nie wspominając. Tutaj otwiera się przestrzeń do produkcji na ogromną skalę, jeżeli nawet nie do samochodów, to przynajmniej do budowy sieci służących do obsługi pojazdów napędzanych prądem. Kolejnym obszarem jest oprogramowanie, aplikacje na urządzenia przenośne, które obsłużą cały system począwszy od komunikacji z autem, a skończywszy na stacjach do ładowania i programowania całego procesu z poziomu telefonu. Dzisiaj nic nie stoi na przeszkodzie żebyśmy tworzyli technologie w zakresie elektromobilności, a nie byli tylko dla nich klientami.
Po upływie wielu lat w końcu mamy niepowtarzalną szansę, żeby uczestniczyć w rewolucji, która dokonuje się na naszych oczach i bezpośrednio nas dotyczy. Warto mieć w niej swój udział, ponieważ jej efektem będzie stworzenie nowoczesnej, przyjaznej środowisku motoryzacji. Eksperci wskazują, że rynek będzie rósł. Wnikliwe analizy dowodzą, że nie będzie się zwijał, a jedynie rozwijał. Innej drogi już nie ma. Dzisiaj źle zadane pytanie brzmi – czy powinniśmy zmierzać w tym kierunku? Właściwe zadane pytanie odnosi się do czasu, w którym zostaniemy beneficjentami dokonujących się zmian.
Najlepszym przykładem braku odwrotu z drogi, którą zmierza współczesny świat motoryzacyjny jest progres technologii w zakresie produkcji baterii. W ciągu siedmiu lat, koszty produkcji baterii do „elektryków” spadły o ponad 70%. To wskazuje, że w najbliższym czasie możemy się spodziewać realnego zmniejszenia cen aut elektrycznych. Stałego topnienia dysproporcji w cenach „elektryków” w stosunku do samochodów o napędzie tradycyjnym. Ważna dla rynku jest także tendencja, że wraz ze spadkiem kosztów produkcji baterii idzie zwiększanie ich pojemności, a zatem zasięgu samochodu na jednym ładowaniu.
I tutaj otwiera się kolejna gałąź – dla producentów stacji do ładowania baterii oraz operatorów energetycznych, którzy klientom mogą zaproponować preferencyjne koszty „tankowania”, zróżnicowane taryfy, sposoby rozliczania, pakiety lojalnościowe. Otwiera się przestrzeń dla specjalistów od tworzenia aplikacji na urządzenia mobilne, które będą pozycjonowały stacje, łączyły się z samochodem, wskazywały stan naładowania baterii, umożliwiały włączenie i wyłączenie ładowania.
Przed ożywieniem rynku stoją także dealerzy „elektryków” i banki. W znacznej mierze są jego beneficjentami, a jednocześnie kreatorami. Od zachęt i gratyfikacji będzie zależała dynamika jego rozwoju. Mam nadzieję, że pójdziemy drogą wybraną przez Norwegów, którzy w ankietach na 10 pytanych, jaki samochód by kupili elektryczny, czy spalinowy – czterech odpowiedziało, że zdecydowanie elektryczny. Świadczy to o ogromnej świadomości i odpowiedzialności za środowisko naturalne. W autach elektrycznych jest zerowa emisja spalin. Bezgłośny układ napędowy. Nie zachodzi konieczność wymiany oleju oraz towarzysząca mu wymiana filtra, a w konsekwencji utylizacji. „Elektryk” wymaga zdecydowanie mniejszej liczby wizyt w serwisie niż „spalinowiec”. Koszt przejechania jednego kilometra z wykorzystaniem taryf promocyjnych, operatorów energetycznych jest mniejszy niż na paliwie tradycyjnym. Eksperci również dowodzą, że auta elektryczne są bezpieczniejsze od tradycyjnych.
Koszty „elektryków” będą systematycznie spadały po warunkiem rosnącego zainteresowania klientów, wspieranych zachętami oraz lokalnymi inicjatywami niezbędnymi do eksploatacji samochodów napędzanych energią elektryczną.