Dzisiaj już nie tylko zakup stanowi inwestycje. Utrzymanie sprawności do tanich także nie należy. Nowe technologie są fascynujące i na stałe zagościły w naszym życiu, a konsekwencją stosowania coraz bardziej zaawansowanych systemów pokładowych opartych na półprzewodnikach pociąga za sobą wyższe koszty zakupu, eksploatacji, a także istotnie większe kwoty za serwisowanie i naprawy. Z badań przeprowadzonych za oceanem wynika, że uśrednione ceny napraw aut starszej generacji, poruszanych benzyną oscylują w granicach 4 696 dolarów, a elektrycznych pochłaniają około 6 018 USD. Portal foxbusiness.com prognozuje, że w elektrykach przyszłości w ogóle nie będzie tzw. drobnych napraw. Już obecnie nie tylko w Stanach, szczególnie w Autoryzowanych Stacjach Obsługi nie przeprowadza się usuwania usterek, czyli tzw. napraw tylko wymienia się całe podzespoły, a koszty wymiany liczone są w tysiącach. Nie wymontowuje się części, która jest naprawiana tylko wstawia się całe moduły, podzespoły i setki innych, pomimo to, że w układzie przepalił się półprzewodnik, który wystarczy wylutować i wymienić na nowy. Do samochodu wkłada się cały, kosztowny element, a „stary” trafia na stos elektrośmieci, które trzeba poddać kosztownemu i energochłonnemu recyklingowi. Liczone w tysiącach wymiany mają ekonomiczne uzasadnienie w wyliczonych przez serwisy roboczogodzinach, które policzone są w setkach złotych. Do tego producenci części uniemożliwiają naprawę przez stosowanie szczelnie zamkniętych, nierozbieralnych konstrukcji. W efekcie koszty eksploatacyjne samochodów rosną, szczególnie elektrycznych i nawet odkształcenie zderzaka w aucie może pociągnąć za sobą wydatek, który traktuje się w kategoriach inwestycji. Przywołany w nowych samochodach nie służy już tylko do zderzania, jak sugeruje nazwa – uzbrojony został w czujniki umożliwiające parkowanie, a także samoparkowanie, wykrywa zagrożenia kolizji z obiektami zewnętrznymi. Chowa pod sobą wiązki przewodów, połączeń, gniazd i wtyczek. W konsekwencji, odkształcenie elementu wywołuje w układzie elektronicznym wyświetlenie na ekranie LED informacji, że układ wspomagania kierowcy w celu poprawnego działania wymaga wizyty w autoryzowanym serwisie. Amerykanie wyliczyli, że cena tylko części wacha się w granicy 900 dolarów do której, należy doliczyć czas pracy fachowca liczony pomiędzy 500, a 600 zielonych. Nowe auta podobnie, jak elektronika użytkowa wyposażone są w coraz więcej funkcji, których najprawdopodobniej kierowca nigdy nie wykorzysta, a nawet nie będzie wiedział o ich istnieniu. Zaprogramowanie samochodu do jazdy wymaga od właściciela coraz więcej czasu i obycia w świecie IT, a branża potrzebuje coraz lepiej wykształconych fachowców, którzy zdiagnozują, wykryją, wymienią, zaprogramują, podniosą cały system do życia. Z obecnej perspektywy nie ma najmniejszej wątpliwości, że jednym z zawodów przyszłości na bardzo chłonnym rynku będzie programista pojazdów elektrycznych, pozostaje jedynie pytanie, czy wyzwaniu jest w stanie sprostać polski system edukacji.