Site icon Rzecznik Elektromobilności

Nieszczęścia chodzą po urzędnikach

W zawodach obarczonych wysokim ryzykiem, szczególnie w branżach, w których może być zagrożone zdrowie lub życie ludzkie, standardem jest wykupienie polisy OC. Znakomita większość, przywołaną kojarzy z motoryzacją, ponieważ jest obowiązkowa, a brak ważnej może skutkować nieprzyjemnymi konsekwencjami nie tylko finansowymi. Przepisy wyraźnie określają zakres oraz kwotę składki, które można rozszerzyć. Skutkiem jest m.in. wyższa składka, ale sen spokojny w przydatku, w którym suma wypłaty odszkodowania znacznie przekracza oszacowaną stratę. Kluczowa jest tzw. kwota gwarantowana, po przekroczeniu, której mogą się pojawić istotne dla budżetu problemy finansowe. Wspominanego boleśnie doświadczyli decydenci jednej z polskich gmin. Lokalne samorządy niezależnie od wielkości wykupują polisy ubezpieczeniowe z wielu powodów. Jednym z głównych jest ochrona budżetu gminy przed finansowymi skutkami szkód powstałych na drogach pozostających pod zarządem lokalnych władz. Jeżeli pieszy bądź zmotoryzowany zostanie poszkodowany na wskutek zaniedbania spowodowanego przez zarządcę drogi (jezdnia, chodnik) ma prawo ubiegać się o odszkodowanie. Bardzo często, urzędnicy chcąc uratować pieniążki w gminnym skarbczyku, starają się ze wszech miar zniechęcić poszkodowanego o wyegzekwowanie swojego prawa. Testują wytrzymałość i determinację ofiary na różne sposoby, licząc, że sprawa rozejdzie się po kościach. W efekcie wielu poszkodowanym nie pozostaje nic innego, jak skierować sprawę do sądu i proszę mi uwierzyć, że to skuteczne, efektywne rozwiązanie, którego nie należy się obawiać. Naprawę uszczerbku można pokryć z własnej polisy z tzw. regresem i nigdy nie odpuszczać. Konsekwencji i determinacji poszkodowanego boleśnie doświadczyli urzędnicy jednej z polskich gmin. Na ich nieszczęście, kierowca, jadąc spokojnie przez teren zabudowany McLarenem trafił na tzw. ubytek w nawierzchni bitumicznej (asfalcie). Efektem pokonania dziury było uszkodzenie dwóch opon (przód, tył), felg oraz elementu przedniego dyfuzora. Autko po przygodzie, trafiło na lawetę, która odwiozła model 570 GT do autoryzowanego serwisu, a pechowy właściciel na czas naprawy, zgodnie z przepisami otrzymał bolid zastępczy tej samej klasy, sportowej. Koszt naprawy wygenerował ponad 200 000 złotych i kolejne 200 tysięcy zapewnienie przez ASO McLarena pojazdu na czas usunięcia uszkodzeń. W sumie łączna kwota roszczeń wyniosła ponad 450 000 złotych, co przekroczyło sumę gwarantowanego ubezpieczenia OC, wykupionego przez urzędników. W efekcie włodarze musieli dopłacić za naprawę z pieniążków mieszkańców. Historia niczym soczewka skupia znacznie poważniejszy problem – chroniczne niedoszacowanie ryzyka i oszczędzanie na zabezpieczeniach finansowych przez decydentów. Choć opisany przypadek dotyczy jednej gminy, mechanizm jest uniwersalny i odnosi się do samorządów w całym kraju. Warto zatem, zadać pytanie: ile, każdego roku dopłacamy do źle podjętych decyzji urzędników? Jeden ubytek w jezdni i auto za ponad milion złotych obnażyły skalę zaniedbań w zarządzaniu ryzykiem finansowym. Wystarczy niegroźne w skutkach zdarzenie, by wieloletnie tzw. oszczędności, czy jak to obecnie nazywają skarbnicy „nadwyżka operacyjna” pękły niczym bańka mydlana. W rzeczywistości to nic innego, jak przerzucenie części ryzyka z ubezpieczyciela bezpośrednio na samorząd, czyli na mieszkańców. Ważne jednak, że w tabelach Excela wszystko się zgadza, a to że cyfry wprowadzane są z palca z wytworzonych wcześniej kwitów stanowi temat do kolejnego rozważenia.

Exit mobile version