Site icon Rzecznik Elektromobilności

Łupania podatników ciąg dalszy

Państwo z Twoich ciężko zarobionych pieniędzy, sfinansuje kolejny program, tym razem nie społeczny, a elektryczny. W lutym ruszy kolejna transza subsydiów na zakup samochodów elektrycznych, którą sfinansują m.in. podatnicy. W ramach trzeciej odsłony programu: „Mój elektryk”, dotacją będą objęte pojazdy nowe i używane. Maksymalna kwota dopłaty może oscylować w granicy 40 000 złotych, oczywiście w warunkach przez większość nieosiągalnych. Zapisy po ubiegłorocznym antrakcie, uderzają w przedsiębiorców, którzy do tej pory należeli do awangardy napędzającej polską elektromobilność. Akt w odsłonie 2025 roku został stworzony w oparciu o Krajowy Program Odbudowy, oczekiwany przez unijne dyrektywy. Pieniążki mają umożliwić kupno około 40 tysięcy pojazdów na baterie z wykluczeniem wsparcia dla małych i średnich przedsiębiorców. W budżecie na realizację przedsięwzięcia przewidziano 1,6 miliarda złotych, które będą rozdysponowane wśród osób fizycznych oraz prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. W programie przewidziano premie dla kierowców, którzy zdecydują się złomować stary pojazd. Warunkiem aplikowania jest w dalszym ciągu cena elektryka, która nie może przekroczyć 225 000 netto i przebiegu 6 000 kilometrów. Swoją drogą zastanawiające jest, kto sprzedaje auto po przejechaniu 6 tysięcy kilometrów, za które w salonie zapłacił 274 500 złotych. Dyskryminację przedsiębiorców, przedstawiciele Ministerstwa Środowiska tłumaczyli, że zapisy: „Mojego elektryka” powstały w oparciu o konsultacje z Komisją Europejską i przyjęta forma uniemożliwia wprowadzenie jakichkolwiek zmian. Watro przy okazji przypomnieć, że zgodnie w rozporządzeniami KE, państwa członkowskie są zobowiązane do budowy infrastruktury do ładowania EV. W ramach realizacji polityki o paliwach alternatywnych, Polska jako członek wspólnoty jest zobligowana do rozwijania, publicznej sieci stacji do ładowania za środki z kieszeni podatników. Równie dobrze można narzucić państwu budowę stacji benzynowych, w których paliwami będą handlowali prywatni inwestorzy. W rzeczywistości jednak rynek paliw opiera się na inwestowaniu przez sektor prywatny. Ogólnodostępne stacje budują przedsiębiorcy, którzy wykorzystują własne zasoby finansowe. W przypadku ładowarek publicznych, państwo jest darczyńcą finansów pochodzących z opodatkowania wszystkich na rzecz nielicznych, których w obecnych warunkach ekonomicznych stać na zakup samochodu elektrycznego. W przestrzeni wypełnionej niezliczonymi normami warto przypomnieć fragment monologu z okresu polskiego komunizmu, nieżyjącego artysty kabaretowego Bohdana Smolenia: „…kiedyś normą był ogół, a nie margines.” Słowa odnosiły się do prominentnych polityków PZPRu – Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, której członkowie wyznaczali jedyną słuszną drogę dla pozostałej części społeczeństwa bez jego udziału.

Exit mobile version