Site icon Rzecznik Elektromobilności

Ekologiczny wizerunek

Różnej maści stowarzyszenia utrzymywane ze środków publicznych głoszą propagandę o niezakłóconym z roku na rok wzroście sprzedaży samochodów elektrycznych. W publicity często pomijają fakt, że zwyżki są odnotowywane głównie za sprawą firm, a nie mieszkańców znad Wisły. Rynek sprzedaży kształtuje biznes pielęgnujący ekologiczny wizerunek, a także branżowo zajmujący się transportem, czy wynajmem. Nieprzerwanie od dekady główną kolizją na drodze do powszechności polskiej elektromobilności są ceny samochodów elektrycznych i kwota dopłat do zakupu oferowana przez państwo. Obecnie najtańszym dostępnym na rynku autem na prąd jest Smart EQ fortwo, (dwuosobowe z miejscem na zakupy na jeden dzień) cena elektrycznego „koszyka na sprawunki”, to nieco ponad 100 000 złotych. Kwota kwalifikuje pojazd do dofinansowania w ramach rządowego programu: „Mój elektryk”. Determinacja i cierpliwość mogą zaowocować dopłatą w na poziomie 18 750 złotych, a w przypadku posiadania Karty Dużej Rodziny 27 000 złotych, ale duża rodzina i Smart? Warto jeszcze dodać, że płacąc ponad „stówę” za bateryjnego niemca można pokonać katalogowe 135 kilometrów, co w praktyce jest nieosiągalne. Tuż za „koszykiem” znajduje się wiosenna Dacia, która w porównaniu z liderem otwierającym cennik, to istna ciężarówka dla całej rodziny i bagażu na wakacje. Za marką marzeń w czasie socjalizmu, która obecnie przeżywa swój udany renesans trzeba przelać na konto dealera około 107 000 złotych wzwyż. Model o nazwie Wioska teoretycznie powinien pozwolić na pokonanie drogi nie przekraczającej 230 kilometrów. Trzeci dostępny EV, to kolejna po Smarcie petarda pod względem korelacji wielkości i ceny – Fiat 500e. Za wyjazd z salonu trzeba zostawić, co najmniej 142 500 złotych, chyba, że kochamy wiatr we włosach, to za miłość należy dołożyć 13 000 złotych i wówczas ruszyć w miasto wersją bez dachu – znaczy Cabrio 500e. Bagażnik zmieści zakupy na półtora dnia, względnie przybornik do pracy i plecak dziecka do szkoły. W zależności od lokalizacji szkoły i pracy, prądu w akumulatorze powinno wystarczyć na trzy i pół dnia zakładając, że każdego dnia „pięćsetka” nie pokona więcej niż 50 kilometrów. W ofercie znajduje się jeszcze bestia z większym akumulatorem i zasięgiem deklarowanym na poziomie 320 kilometrów, jednak zwiększenie dystansu kosztuje, zatem e-500 z powiększonym zasięgiem kosztuje 162 500 złotych. Za zbliżony gabaryt modelu o nazwie ZOE, ale francuskiego producenta trzeba uiścić opłatę w wysokości ponad 180 500 złotych. Za wspomnianą cenę na pokład można wziąć cztery osoby i przejechać 140 kilometrów w warunkach laboratoryjnych. Z kolei lew e-208 przed liftingiem kusi ceną i zasięgiem, a wspominane to 157 000 złotych i zasięg 362 kilometry. Niemiecki odpowiednik w postaci bazowej Corsy, to 160 400 złotych. Elektryfikujący od ponad dekady motoryzacyjny świat Leaf obecnie kosztuje 156 000 złotych i w cenie proponuje pokonanie trasy na dystansie zbliżonym do 270 kilometrów. W ofercie jest dostępna mocniejsza wersja, której cena bez 7 000 złotych, to 200 000. Jego południowokoreański konkurent – o nazwie Kona, dealerzy wystawiają za 169 000 złotych. Zasięg na jednym ładowaniu to, 300 kilometrów. Inne modele z Azji Wschodniej, to Soul za 171 000 złotych i e-Niro, który nie ma nic wspólnego z De Niro poza chwilowym związkiem, który ograniczył się jedynie do reklamy. Ciekawie przedstawiają się jeszcze trzy nietuzinkowe propozycje. Japoński MX-30 z kwotą bazową 161 200 złotych, niemiecki maluch produkowany przez Grupę z Monachium za 165 000 złotych i szwed EX-30 zaczynający się od 167 000 złotych. Na wszystkie można uzyskać wcześniej przywołany grant z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Polsce. Ocenę objazdu po cenach pozostawiam Szanownym Czytającym.

Exit mobile version