Ponad 10 lat temu zaczęła się współczesna historia małego wynalazku, który rozpoczął rewolucję. Zapoczątkował renesans motoryzacji napędzanej prądem, która nieprzerwanie trwa do dzisiaj. Jednak upływający czas jest nieubłagany nawet dla słynącej kiedyś z jakości marki BMW. Właściciele miejskich „i3” zmuszeni są do wymiany akumulatora trakcyjnego w pierwszych egzemplarzach pochodzących z 2013 roku. Dla uściślenia należy dopisać, że nie jest to akcja serwisowa tylko konieczność ze względu na malejącą pojemność baterii, a tym samym dziennego zasięgu. Niestety częstość ładowania, szczególnie z dużą mocą z tzw. szybkich ładowarek z latami skutecznie obniża sprawność zestawu akumulatorów. Przykładem obrazującym zjawisko są np. smartfony. W ustawieniach można wejść w bateria i sprawdzić wydajność ogniwa po naładowaniu. Pomimo uzupełnienia energii do 100% okazuje się, że z pierwotnej pojemności, bateria gromadzi prąd na poziomie np. 86%. Podobnie jest w przypadku samochodów elektrycznych tylko bateryjki są nieco większe i odrobinę droższe. I tak drugi z aspektów eksploatacyjnych poraża miłośników elektrycznych doznań, kiedy przychodzi czas na wymianę. Przykład stanowią skany faktur, które trafiły do sieci, a wystawione przez jeden z autoryzowanych serwisów BMW w Stanach. Wymianę baterii w 10 letnim samochodzie wyceniono na ponad 71 000 dolarów, czyli po przeliczeniu na rodzimą walutę około 285 000 złotych w zależności od kursu w danym dniu. Oczywiście konkurencyjne serwisy marki proponują przeprowadzenie operacji w bardziej przystępnych cenach oscylujących na poziomie od 32 000 do 38 000 dolarów. Dla zobrazowania kosztu utrzymania przy życiu 10 letniego bawarczyka, warto zwrócić uwagę, że ostatnie egzemplarze „i3” wyprodukowane w 2022 roku kosztowały połowę tego, co obecnie wymiana akumulatorów wysokonapięciowych. W Polsce na przełomie wspomnianego roku i minionego za ponad 285 000 złotych można było kupić dwa, dawne modele „i3”. Obecnie w zależności od wyposażenia w przywołanej cenie są fabrycznie nowe iX2 i iX3 również w pełni elektryczne. Kolorytu tematowi nadaje fakt, że rynek serwisowy pojazdów bateryjnych jest w powijakach. Do tej pory raczej nikt nie myślał o naprawie ogniw ani wymianie całego zestawy zasilającego. Jednak czas sprawił, że wspomniane czynności powoli staną się codziennością i poza autoryzowanymi stacjami trudno znaleźć niezależny warsztat. Jeżeli jednak wierzyć przekazom, to za wielką wodą można przeprowadzić operację w prywatnym punkcie zamykając się w 10 000 dolarów, czyli za tyle ile trzeba zapłacić za całe auto sprzed 10 lat.